poniedziałek, 10 marca 2014

Za chlebem Panie za chlebem – marzec 1911

 
    W tym miejscu warto nadmienić kilka zdań dotyczących emigracji, bowiem koniec marca to tradycyjnie początek fali sezonowej emigracji do Prus. Jak donosi „Czas” tysiące pracowników codziennie przemierza dworce, a większość z nich nie przekracza 30 roku życia. Zbiorczy „targ” odbywa się w Mysłowicach, gdzie czasami w jednym dniu na oferty oczekuje 30 tysięcy ludzi. Tam odbywa się „targ” im większa masa, tem warunki dla wychodźców gorsze. Nieraz wracają zbiedzeni pieszo, o głodzie i chłodzie do rodzinnej wsi. Dotąd opieka nad robotnikami do Prus jest niezorganizowana, w Mysłowicach nie ma komisarza rządu austryackiego; rządzi samowładnie pruski policyant i pruski naganiacz. Na podstawie dotychczasowych kontraktów służbowych, robotnik zdany jest na łaskę i niełaskę swego służbodawcy, na wygnanie w czasie sezonu, na długie więzienie w razie najlżejszego przewinienia.[1]



    Na poszukiwaczy lepszego chleba czyhał nie tylko obcy wyzyskiwacz, ale również i działania polskich firm trudniących się ułatwianiem emigracji zarobkowych dalekie były od ideału. O nieprawidłowościach w jakiejś firmie zazwyczaj dowiadujemy się od konkurencji, która też nie jest...krystalicznie czysta. Taki właśnie proces był szeroko w kilku numerach przedstawiany na łamach krakowskiego „Czasu”. Oto Józef Okołowicz dyrektor Polskiego Towarzystwa Emigracyjnego zmieściła w „Polskim Przeglądzie Emigracyjnym” artykuł pt. Atlantic Expres, w którym zarzucił ks. Andrzejowi Szponderowi, kierownikowi Towarzystwa Emigracyjnego pod wezwaniem św. Rafała, że wyzyskuje wychodźców i dział na ich szkodę.[2] Chodziło między innymi o nielegalne sprzedawania kart okrętowych i to po zawyżonych cenach. Zarzucano, że Szponder jako poseł i kapłan był niejako „parawanem” do tej nielegalnej działalności. W trakcie procesu obaj dyrektorzy przerzucali się pomówieniami i wytykali sobie nieprawidłowości. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do lektury „Czasu”, tutaj tylko warto nadmienić, że sąd na dobrą sprawę nie przyznał racji żadnej ze stron. Uznano wprawdzie, że Okołoniewicz naruszył dobre imię Spondera, ale i ten nie był bez winy. Z tego powodu, zapadł wyrok bez odszkodowania i przeprosin.[3] Ostatecznie dla Szpondera, jak donosi „Polnische Korrespondenz” sprawa zakończyła się wydaleniem go z frakcji centrum.[4] To nie jedyny skandal z naszym posłem. Oto Jak donosi „Kurier Lwowski” zarzuty prywaty postawiono 7 innym posłom w tym Stohandlowi, Sponderowi i ks. Stojałowskiemu.[5] W tym samym czasie do prezydium Izby Sąd powiatowy w Krakowie zażądał wydania posła Wójcika za nieuzasadnione zarzucanie czynów niehonorowych oraz za publiczne obelgi. Również ks. Stojałowski miał problemy związane z artykułami § 448 i § 496.[6]
    Natomiast w dziale Łączności z czytelnikami odnajdujemy następujący list z Żywiecczyzny: coraz bardziej brak na wsi„chleba”. Tak jest w całej Galicyi, a u nas w żywieckiem tem przykrzej się to przedstawia, bo pola na­sze, w górach położone rodzą owies i ziemniaki, a miejscami nic tylko lichą trawę, to też mówią chłopi, że o nas, ani Bóg się nie stara, bo jak chodził po świecie, to do nas nie doszedł, lecz stanął na wy­sokiej grapie i powiedział „wy ta żyjcie, jak chcecie". I tak też się zdarza, ale ma­my ufność, że ks. Prałat o nas nie zapo­mni i jak długo P. Bóg trzyma przy zdro­wiu i sile to wykołacze i dla nas jaki za­robek dobry. 10 sierpnia zeszłego roku był wiec przemysłowy, by nam dostarczyć za­robku w domu, ale rok wnet dobiegnie, a jak nie było nic, tak nic niema. Pono jakiś inżynier jeździł i był na plebanii w Rajczy, ale nic nie słychać, by coś robiono, a przecież nasi posłowie mają wszędzie wstęp i to, co zaczęte niechby prowadzili dalej i pomagali. Możnaby np. założyć fa­brykę do wyrabiania słomianych nakrywek na flaszki, słomy (...) u chłopów dość, uprawialiby lepiej żyto, bo słomę mogliby sprzedać, a przy robocie zarobiłby nic jeden ładny grosz. Maszyny możeby dał minister dla robót publicznych.
  Zle dzisiaj z chłopem, powiedzą, że niewykształcony, ale za co ma się kształ­cić i gdzie? Czy w karczmie?
     Stowarzyszeń oświatowych, czytelni, u nas tek mało, piszą o tem w gazetach, ale nikt nie przyjdzie, by założyć, a u nas na wsi jeden na drugiego spycha i tak mało się robi. Może zatem ks. Prałat (chodzi o ks. Stanisława Sojałowskiego-przyp JK ) w program czynności swoich bliższych i nasze ze sprawy wciągnie, skoro inni zapominają.[7]
    Tygodnik ze względu na zbliżające się Święta Wielkanocne przypomina wszystkim rodakom, Polakom, z Białej-Bielska i oko­licy, by w pierwszym rzędzie kupowali i uwzględniali sklepy i handle polskie-katolickie, a już conajmniej chrześcijańskie.[8]

[1] Por. „Czas” nr 124, z 16.03.1911, s. 2.
[2] Por. „Kurier Lwowski” nr 106 z 6.03.1911, s. 1.
[3] Por.  „Czas” nr 106, z 6.03.1911, s. 1.,  „Czas” nr 108, z 7.03.1911, s. 3., „Czas” nr 109, z 8.03.1911, s. 1., „Czas” nr 110, z 8.03.1911, s. 2.  „Czas” nr 111, z 9.03.1911, s. 2.
[4] Cytat za „Czas” nr 133, z 22.03.1911, s. 1.
[5] Por. „Kurier Lwowski” nr 127 z 18.03.1911, s. 2.
[6] Por. „Kurier Lwowski” nr 110 z 8.03.1911, s. 3.
[7] „Wieniec i Pszczółka” nr 13 z 26.03.1911, s. 184.
[8] Por. „Wieniec i Pszczółka” nr 13 z 26.03.1911, s. 186-187.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz