wtorek, 11 marca 2014

Walka narodowa cz. 1 – marzec 1912

„Dom polski uratowany” to tytuł artykułu, jaki zamieszcza „Wieniec i Pszczółka” w swoim pierwszym wydaniu z marca 1912 roku, a zarazem jest to najważniejsza informacja, gdy chodzi o tę redutę polskości w Bielsku. Jednak, drogi czytelniku po przeczytaniu informacji łatwo się zorientujesz, że to nie było pełne zwycięstwo, ale zaledwie wygranie bitwy o to by mógł on nadal trwać.
    Dnia 16. lutego przedstawiciele Spółki ochrony i pomocy narodowej spisali z przed­stawicielami niemieckiego stowarzyszenia katolickich czeladników kontrakt o kupno domu przy placu Blichowym. Jak wia­domo dom ten na pomieszczenie robotni­czych stowarzyszeń zawodowych „Sokoła” i Koła T. S. L. w Bielsku ugodził śp. ks. Stojałowski i zobowiązał się imieniem spół­ki złożyć pierwszą ratę 20.000 Kor. Zło­żył jednak tylko 13.000 Kor., zaczem po jego śmierci należało dodać jeszcze 7.000 Kor. Wiadomo również, że druga rata, płatna w początku roku 1913 wynosi 9.400 Kor.
Prezes Spółki p. dyr. Ignacy Stein złożył więc zarządowi niemieckiego stowarzyszenia kwotę 8.158 Kor. 73 h., bo tyle narosło kosztów skargi i procentów zwłoki. Po zapłaceniu tej sumy spisano kontrakt i dom ten jest zaintabulowany na rzecz Spółki ochrony i pomocy narodowej w Bielsku. A więc dom jest nasz, polski, robotniczy. Wielki to zysk i wielka ra­dość, chociaż nie koniec kłopotów.
Na domu tym są zahipotekowane dwu ciężary: suma 9.400 Kor. z procentem zwło­ki, która ma być zapłacona najpóźniej 30. czerwca 1913, tudzież suma 28.000 Kor. długów hipotecznych, które ma się spłacać ratami. Kłopoty zatem nie są skończone, bo trzeba zbierać pieniądze na zapłacenie reszty ceny w roku następnym, oraz na raty od długów.

    Ale główna troska spadła nam z kar­ku: dom jest polski i nie będzie w tym roku sprzedany przez licytacyę. W podobnym duchu o tym wydarzeniu pisze „Gwiazdka Cieszyńska”, która podkreślała, że składali się wszyscy bogaci i biedni, dzieci i starcy. W dalszym ciągu relacji „Wieńca i Pszczółki” czytamy:
Dom Polski został uratowany przez naród polski. Na wiadomość o grożącej licytacyi pospieszyło wszystko co polska, duszę w piersiach czuje, aby zapobiedz klęsce narodowej. Składali bogacze i bie­dacy, dzieci i starcy —wszyscy. Jest na­prawdę rozrzewniającem czytać imiona ofiarodawców. Ubogie wdowy, żyjące ze skąpej emerytury niosły swój naprawdę wdowi grosz w ofierze. Młodzież gimnazyalna zbierała obfite składki, odmawiając sobie pokrzepieniu podczas szesciogodniowej jednorazowej nauki. Nawet maleńkie dzieci od 9 do 12 lat składały cenciki, przeznaczone na cukierki, aby rodakom z Biel­ska przyjść na pomoc. I płakać się chce z rozczulenia nad tem maleństwem i cie­szyć się przychodzi, że w takim drobiazgu tak żywe jest serce polskie. Po całym kraju na zgromadzeniach, zwoływanych przez posła Zamorskiego, chłop polski skła­dał ciężko uciułany grosz, na ołtarzu Matki Ojczyzny dla swoich braci w dalekiem Biel­sku. Gminy wiejskie jak np. Budy przeworskie, przeznaczały znaczniejsze ofiary ze swego budżetu.
Naprawdę warto przechować spis ofia­rodawców, aby widzieć, że cały naród brał udział w tych składkach.
Wszystkim przodowała stolica kraju Lwów królewski. Tam od wyrobników dziennych aż do wykwintnych magnatów i patrycyuszów mieszczańskich, wszyscy uważali za swój obowiązek przyczynić się choćby cegiełką do wzniesienia narodowe­go domu. Tam we Lwowie i podczas tań­ców zapustnych nie zapominano o tej pla­cówce i wśród najhuczniejszej zabawy zbie­rano datki dobrowolne, sprzedawano kwia­ty aa rzecz domu polskiego, obkładano napoje podatkiem narodowym.
O tym wielkim zaangażowaniu Lwowian pisała również „Gwiazdka Cieszyńska” , a „Wieniec i Pszczółka” przypominał, że: A przecież Lwów broni sam siebie, swojego powiatu i całej Galicyi wschodniej przed zruszczeniem. Przecież mieszkańcy tej Galicyi wschodniej codziennie łożą na budowę kościołów, kaplic, szkół, domów polskich i t. d. w czterech tysiącach gmin zagrożonych. I nie wahali się bynajmniej, składać dalsze ofiary na te dla nich da­lekie kresy.
Co to znaczy obudzony duch narodowy!
     Do tych przeważnie groszowych skła­dek przybyły większe ofiary kas polskich. Ze zysków przeznaczały większe sumy na dom polski. Zapał był taki, iż złożonych pieniędzy wystarczyło i na zapłacenie reszty ceny kupna z kosztami razem 8.158 K. 73 h. i na zapłacenie taksy przenośnej 2.323 K 42 h.
    W ostatnich dniach, kiedy zbliżał się dzień l6. lutego, pospieszył naród z tele­graficznymi przesyłkami. Nocą przychodziły setki, a poseł Zamorski przywoził inne setki w gotówce.
Poruszył się naród polski w trosce o ten dach nad polskimi robotnikami wśród niemieckiej nawały i ginąć mu nie po­zwolił. Zaprawdę jest to wielki, pokrzepiający widok.
Ale z tej przyczyny spływają na robotników polskich i ważne obowiązki. Całe społeczeństwo polskie przygarnęło tych wygnańców do serca — ni o słowami, nic frazesami podczas uroczystości, ale czynem i ofiarą. A za serce trzeba płacić sercem. Ofiara była bezwarunkowa. Ci, którzy przysyłali pieniądze, nie mieli ukrytych celów; nie mówili robotnikom: za tę ofiarę żądamy od was, żebyście przystąpili do tego lub owego stronnictwa. Tego nie było. Nie składały też pieniędzy pewne warstwy społeczeństwa, lecz całe społeczeństwo: chłop, szlachcic, wyrobnik, urzęd­nik, dziecko i starzec dawali ofiary.
   Nie partyjny, ani kastowy, lecz naro­dowy to był dar. Ofiarowany bez zastrzeżeń: Polacy innym braciom Polakom.
To też dom ten polskim być powinien. Tam powinna być niejako szkoła i kuźnia życia polskiego, tam powinno się pielęgno­wać przynależność do tego wspaniałego polskiego narodu, który uboższym braciom lak królewskie składa podarunki.
Wiemy, że nasi robotnicy w Bielsku to rozumieją. Wiemy, że choć pod prze­mocą niemiecką, chowają polskie nieugięte dusze. Wszak śp. ks. Stojałowski zasz­czepiał w nich miłość do Polski. Wiemy, że dusze robotników naszych wolne są od zdrady i fałszu, bo ks. Stojałowski uczył ich umiłowania prawdy i sprawiedliwości.
J    eżeli między nieb zaplątało się śmiecię, to dla karyery i wyniesieniu, gotowe zdradzić naród polski i zaprzeć się swojej matki Ojczyzny, to robotnicy pol­scy potrafią słabe i chwiejne charaktery ustalić, a podłych zaprzańców precz od siebie usunąć.
Znamy żołnierskie, wierne dusze na­szych polskich robotników z Bielska i wie­my, że okażą się godnymi tej pieczołowitości narodu całego. W rękach polskich robotników dom polski jest pewny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz