środa, 12 marca 2014

Walka narodowa cz. 3 – marzec 1912

    Wzmożona akcja ratowania tej ostoi polskości w stolicy Podbeskidzia powiodła się jednak wymagała wprost nadludzkich wysiłków. Motorem wszelkich działań był poseł Jan Zamorski, który całą energię oddał odziedziczonej schedzie po ks. Stojałowskim. Jednak i jego siły się wyczerpywały, z tego powodu napisał apel:
Kochani Bracia!
Jak z gazetki widzicie, jeżdżę od kilku tygodni nieprzerwanie, aby zakładać zarządy powiatowe stronnictwu. Już mi i zdrowie zaczyna niedopisywać, a roboty ogromne mnóstwo pozostaje. Możnaby są­dzie i wierzyć, że duch śp. ks. Stojałowskiego czuwa potężnie nad swojem dziełem, bo lud masowo garnie się do organizacyi -powracają na łono pierwszego stronnictwa ludowego ci, którzy po drodze zbłąkali się do innych, często przeciwnych obozów -a wielu zbałamuconych, którzy się ode­rwali od śp. ks. Stojałowskiego, dziś po jego śmierci czują skruchę i przez szczery po­wrót do swojej macierzy to jest do chrześcijańsko-ludowego stronnictwa, chcą wy­nagrodzić krzywdę, jaką Nieboszczykowi zrobili przez chwilowe odstępstwo. Jest to naprawdę widok, rozweselający duszę. Na­wet przeciwnicy polityczni przychodzą do nas i oświadczają, że chcą z nami razem iść, byleby się z nich nie śmiano i byle im pozostawiono ich dotychczasowe nazwisko. My zaś gotowi jesteśmy iść ze wszytkimi ludźmi dobrej woli i czystego serca dla ludu i całego narodu. Śp.ks. Stojaowski na ten właśnie cel utworzył związek narodowo-ludowy, żeby wszystkie ludowe stronnictwa, które chcą do wspólnego dobra iść drogą, wskazaną przez chrzecijańskie zasady, mogły się do, wspólnej racy łączyć, a swojej odrębności nie musiały się wyrzekać. To też my, organizu­je się u siebie sprawnie i sprężyście, nie odrzucamy przyjaciół i sojuszników od wspólnej pracy.
Jest więc żniwo wielkie, ale żniwiarzy brakuje. Dziś widzę, że do chwili zjazdu stronnictwa nie zdołam objechać ani po­łowy tych powiatów, w których się nasi zwolennicy. A przecież nie próżnuje, tylko pracuje ile mi siły wystarczą. Do dnia zjazdu stronnictwa nie będą zatem wszystkie powiaty zorganizowane. Proszę więc i wzywam wszystkich stojatowczyków, że­by się przynajmniej po gminach u siebie zorganizowali tak, jak to w grudniu pisa­łem. A nadto proszę, żeby każdy, kto tylko może, przybył na zjazd do Krakowa.
Te powiaty, których przed zjazdem nie zorganizuję, będę potem objeżdżał i orga­nizował po zjeździe. Sprawa nie przewlecze trochę, ale skoro stronnictwo obejmuje prawie całą Galicyę zachodnią, nic dziw­nego, że na tak wielką pracę, trzeba takie i dłuższego czasu. Bądźcie cierpliwi i uważcie, że na jednego człowieka spadł obowiązek ratowania domu polskiego im. ks. Stojałowskiego w Bielsku, uporządko­wania gazety, oczyszczenia drukarni i zor­ganizowania stronnictwa w całym kraju. Aż dziw, że mi siły dotychczas wystarcza­ją. Ale rozważny człowiek zrozumie, to tego wszystkiego nie można zrobić od razu, bo czasu nie staje. Rozważny człowiek nie będzie się dziwił, że tych rzeczy w jednej chwili dokonać nie mogę.
Wskutek tego, że raz. na dwa tygodnie wpadam do Białej, żeby rachunki przej­rzeć, nie mogę czytać listów, których na­zbierałem już kilka setek. Wiem, że ci, którzy do mnie piszą, z pewnością szem­rzą po kątach na to moje milczenie. Ale rozważcie dobrze: Gdy jestem z rzędu dziesięć dni w podróży i to ciężkiej, to listy zbierają się w Białej stosami. To­warzysze moich podróży poświadczą, że wtenczas, kiedy oni smacznie chrapali po północy, ja pisałem artykuły do gazety i załatwiałem najpilniejsze potrzeby domu polskiego, któremu 16. lutego groziła lieytacya. Sypiam po pięć godzin na dobę, ale mniej już nie potrafię. Niechże ci łaskawi zwolennicy, którzy w zaufaniu piszą do mnie, zrozumieją, że podczas tych po­dróży organizacyjnych nie odbieram listów po obcych miastach, a gdy wpadnę na chwilę do Białej, aby nazajutrz wyjechać, to nie mam czasu żeby trzysta adresów napisać, a cóż dopiero na trzysta listów odpisać. Miejcie więc wyrozumienie i wy­baczajcie, że w początkach nie wszystko idzie składnie. Gdy organizacya będzie skończona, te wszystko pójdzie lepiej. Dziś jesteśmy na rozrobku, więc tu lub tam idzie niejedno niedokładnie.
   Z bardzo wielu stron otrzymuję we­zwanie, żebym przyjechał — ale tylko w niedzielę. Uważcie, że w roku mamy tylko 52 niedziel, a i z tych są niektóre tak uro­czyste, ze nie można w nie zgromadzeń urządzać. Nie żądajcie wygody. Gdybym tylko niedzielami jeździł, musiałbym przy­najmniej pięć lat jeździć dla zorganizowa­nia naszych w zachodniej Galicyi tylko. To też przybywajcie i w dni powszednie, skoro tylko wyczytacie, że jest w waszem mieście powiatowem zgromadzenie, a nie szemrajcie na to, żem dla was niedzieli nie znalazł.
    W niektórych powiatach — jest ich tylko trzy na szczęście — żądają, żebym Im salę wyszukał, ogłoszenia porozlepiał i wybrał czas pogodny. Z niebem kontra­ktu nie mam, więc pogody obstalować nie mogę, a co do wyszukiwania sali, to tru­dno mi wiedzieć, jaka jest najodpowiedniej­sza i kto nią zarządza, jeżeli w tem mie­ście przez życie nie byłem i żywej duszy tam nie znam. Rozsyłanie zaproszeń i ogłoszeń kosztuje pieniądze i wymaga pra­cy, do której musiałbym założyć osobny kancelaryę — a kto zapłaci współpracow­nikom w tej kancelaryi?
   Proszę więc nie żądać, żebym cudów dokazywał, bo jestem zwyczajnym czło­wiekiem, a nie cudotwórcą. Na samym początku w październiku prosiłem Was wszystkich o pomoc i zapowiedziałem, że, tylko przy Waszej pomocy utrzymam stron­nictwo od rozbicia. Wolno mi zatem te pomocy żądać.
Bogu dzięki w całym kraju użyczano ni tej pomocy—wszędzie oprócz tych kilku miejsc - toteż nietylko że stronnictwo się nie rozpadło, ale przeciwnie, nabywa krzepkości, życia, sprawności i pomnaża się ciągle. Idziemy ku lepszemu. Tylko wyrwałości potrzeba. Ale prócz wytrwało­ści potrzeba i pracy. Brzemię, które śp. ks. Stojałowski dźwigał sam jeden, spadło na barki wszystkich. Wszyscy pracujmy nawzajem sobie pomagajmy. A w tej pracy wspólnej wybaczajmy sobie wiele, tylko przez wspólną pracę i wzajemne wybaczanie sobie usterek zdobędziemy jed­ność i siłę.
Jan Zamorski.
    Zupełnie inaczej te starania widziała konkurencja polityczna, która krytykowała jego działania w każdym możliwym miejscu. Poseł Rusin z PSL na wiecu w Lipowej nie zostawił na nim suchej nitki. A „Przyjaciel Ludu” pisząc o jego spotkaniu w Żywcu z radością podkreśla, że przyszło na nie raptem 15 chłopów.
O tym, że konkurenci nie zasypali gruszek w popiele świadczy następna korespondencja.
Strach ma wielkie oczy.
    Żydowska „Gazeta wieczorna”, wycho­dząca we Lwowie za pieniądze namiestnika i Löwensteina, podała w telegramach wiadomość, że na wiecu, który się odbył 13 lutego w Niepołomicach, poseł Zamor­ski tak podburzył naród, że rozgorączko­wany tłum spalił portret namie­stnika Bobrzyńskiego.
Za „Gazetą wieczorną” powtórzył tę wiadomość chrześcijańsko-społeczny „Głos narodu” w Krakowie.
Wszyscy uczestnicy wiecu niepołomickiego zdziwią się z pewnością, gdy się o tem dowiedzą. Obrady w Niepołomicach były tak poważne, tak spokojne, że chlu­bnie świadczą o dojrzałości i rozwadze na­szego ludu. Zapewne, że w interesie blo­kowych żydów leży, żeby się nasz lud dał porwać do czynów głupich a nieszkodzących namiestnikowi. A żydem wstydliwie wtóruje „Głos narodu”, bo pragnę przez poniżenie posła Zamorskiego rozjuszyć stojałowczyków. Ale my się na takie pokusy nie złapiemy.
    My walczymy z namiestnikiem, a nie z papierem, na którym znajduje się wize­runek namiestnika. My walczymy nie panem Bobrzyńskim, tylko z jego sposo­bem rządzenia, i chcemy, żeby pan Bobrzyński albo zerwał z dotychczasowym sposobem, a zaczął rządzić sprawiedliwie i według ustaw, albo też żeby ustąpił innemu, jeżeli sam jest za stary aby się zmienić. A gdy pan Bobrzyński przesta­nie być namiestnikiem, to my się nim na­wet tyle zajmować nie będziemy, co zeszłorocznem śniegiem. Bo my nie do jego osoby mamy pretensye ale do jego rządów. A gdy nas osoba namiestnika mało obchodzi, to tem mniej może nas ra­zić portret tej osoby.
    I niech żydowskie czy inne gazety bę­dą spokojne: lud polski do nierozważnych, bezcelowych czynów nie da się porwać — ale śmiało, solidarnie i wytrwale walczyć będzie ze złym sposobem rzą­dzenia i albo namiestnika poprawi albo go usunie.

    O tym jakie to były czasy i jak ważną była dla ówczesnych walka narodowa świadczy informacja zamieszczona już w marcu, a dotycząca  święta majowego. Obchód konstytucyi 3. maja w Białej odbędzie się w niedzielę 5. maja. Ogła­szamy to już dzisiaj, prosząc, żeby gminy okoliczne zaniechały na ten dzień obcho­dów, a natomiast zeszły się w Białej na obchód, który musi wypaść jeszcze wspanialej niż w zeszłym roku. Pożądane przyby­cie do Białej organizacyi Straży pożarnych, Orkiestr włościańskich, Sokołów itd. Obchody po gminach można urządzać 28. kwietnia, 12. i 19. maja. Koło bialskiej wyśle odczyty i udzieli pomocy na żądanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz