czwartek, 2 lipca 2015

Co kryły Jaśki, czyli flagowej sukienki blask

    Kilka tygodni temu pokazałem Państwu to zdjęcie i prosiłem o pomoc w identyfikacji. Jak zwykle aktywność i wiedza Wasza okazała się bardzo duża. Za wszystkie informacje i sugestie dziękuję. A oto historia jaką udało się mi z tego ułożyć...

Historia jednego zdjęcia

    Fotografie mają ten wielki urok, że nie tylko zatrzymują ulotną chwile na dłużej, ale są niemymi światkami niezwykłych wydarzeń. Jednak ich największa wartość pojawia się wtedy, gdy zostanie połączona ze wspomnieniami osób które na nim się znajdują.
    Niedawno spotkałem się z panią Danutą Bargieł, która przekazała mi niezwykłe zdjęcie, które zostało wykonane 1 maj 1945 roku tuż przed ratuszem w Białej. Na zdjęciu oprócz naszej bohaterki pojawiają się przedstawiciele lokalnych władz oraz generał broni Michał Rola Żymmirski, a plecami do nas jak utrzymuje pani Danuta - stoi sam marszałek Konstanty Rokossowski.  Obaj panowie mieli się tutaj zjawić na odsłonięciu pomnika wdzięczności dla armii radzieckiej. Zarówno „Dziennik Zachodni”, jak i „Trybuna Robotnicza” piszą o wiecu, defiladzie i akademii w Teatrze. Obie też wspominają o wysokiej rangi przedstawicielach Armii Polskiej i Armii Czerwonej. 
 
Niestety żadna z gazet nie potwierdza nam, że był tu również Rokossowski. Natomiast z całą pewnością na zdjęciu jest Żymirski po raz ostatni jako generał, gdyż dwa dni później został marszałkiem. Nasza bohaterka jednak ten dzień zapamiętała inaczej. – To był piękny dzień. Mama ubrała mnie gorset krakowski i spódniczkę z fartuszkiem, która powstała z materiału na pieluchy i z biało czerwonej flagi. Kiedy szłyśmy z mamą przez dzisiejszy plac Chrobrego, ktoś wypatrzył mnie wystrojoną w stroju krakowskim i nagle podjechał samochód. Razem z mamą zostałyśmy przewiezione przed ratusz, gdzie niczego nieświadoma wręczałam kwiatki, a wszyscy dookoła mnie powtarzali dwa nazwiska: Żymirski i Rokossowski. Ja zaś cieszyłam się z mojej nowej spódniczki...- wspomina Danuta Bargieł.
    Aby w pełni opowiedzieć całą tę historię tak naprawdę trzeba się cofnąć do roku 1939, kiedy to po wybuchu wojny nasze tereny nie tylko zostały zdobyte przez wojska niemieckie, ale zostały włączone do Trzeciej Rzeszy. W tych okolicznościach rok później, a ze szczególną mocą w 1941 roku, rozpoczęto akcje podpisywania tzw. volklisty. Rodzina pani Baergieł pozostała polska i z tego powodu musieli opuścić swój dom w Lipniku i przenieść się jak inni  Polacy do baraków, które znajdowały się w okolicach dzisiejszej ulicy Batorego. – Tam razem z rodzicami i bratem mieszkaliśmy aż do zakończenia wojny. Poza baraki na miasto mogliśmy wyjść tylko mając na ręce opaski z literką P. Kiedyś jako dziecko podbiegłam do ulicy popatrzeć na przechodzące kolumny żołnierzy. Wszyscy przechodnie podnieśli do góry rękę w hitlerowskim pozdrowieniu, a ja nie miałam tej świadomości, że tak trzeba. Ktoś jednak dopatrzył moje uchybienie i uderzył mnie w twarz. Od tego czasu już nie interesowały mnie defilady- wspomina pani Danuta. – Jednak nie wszyscy byli źli, często jako dzieci chodziliśmy pod koszary, bo tam z kuchni dostawaliśmy resztki, które dla nas były na wagę złota, czy też do rzeźnika, który dla nas zostawiał odcinane końcówki - dodaje pani Bargieł.
- W trakcie tam pobytu, tato wykopał pod barakiem niewielki schron. Miał radio z którego dowiadywaliśmy się o tym co dzieje się na świecie. Kiedy zbliżał się front mama suszyła chleb. Mnie zawsze intrygowały dwa ozdobne „jaśki”, na których mama nie pozwalała nam się kłaść ani bawić - informowała Danuta Bargieł. – O tym, co one zawierały, dowiedziała się dopiero, kiedy wojska niemieckie opuściły Bielsko. Jak się okazało, w jednym z nich był gorset krakowski, a w drugim duża flaga biało czerwona! I to ona po ucieczce Niemców załopotała nad naszymi brakami. Ta sama flaga później stała się fartuszkiem i częścią sukienki w której witałam wojskowych- dodaje Bargieł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz