środa, 23 marca 2016

Stadt Theater in Bielitz nr 54.

Jeden wieczór, kilka propozycji,
czyli drogi widzu, na ciebie czekamy

    W tym czasie dyrekcja teatru podjęła szeroką akcję przypominającą o opłaceniu abonamentu teatralnego. Było to niezwykle ważne, gdyż konkurencja była bardzo duża i trzeba było zbiegać o widza.

Wystarczy powiedzieć, że hotel „Pod Czarnym Orłem” regularnie organizował w swojej sali ciekawe koncerty i występy, jak choćby nowe przygody Maksa i Moritza,


a hotel Kaiserhof poszerzył swoją ofertę o stałe kino. Do tej pory pokazy odbywały się nieregularnie, a od 1910 roku zainstalowało się tam już na stałe duże przedsiębiorstwo z Morawskiej Ostrawy mające sieć kin. Teatr Elektryczny „Imperium Bio Co” z Mähr. Ostrau 1, 2, 3 i 4 marca występował w Kaiserhofie w Bielsku.

Otrzymał koncesję na trzy lata. Działał on będzie codziennie. Świadectwem jego doskonałości jest program, który jest bardzo bogaty. Między innymi można zobaczyć Paryż pod wodą; zniszczenia, które spowodowały podtopienia w gigantycznym mieście, pojawiają się po raz pierwszy w teatrze elektrycznym.

W dniu 3 i 4 marca pikantne wieczory. Z czasem każdy pokaz wzbogacony był o kronikę filmową, a dzieci i wojskowi płacili zniżkowe bilety. Od marca do walki o widza włączył się również sport, a szczególnie bardzo modne już wtedy rozgrywki piłkarskie.

Dwa kroki do przodu i jeden w tył,
czyli dalsze zmagania ze sztuką

    Richard Erdos z Royal Opera House w Budapeszcie zagrał gościnnie w Bielsku rolę kardynała w przedstawieni pt. „Żydówka”.

    19 lutego swoją obecność na spektaklu pt. „Wallensteins Tod” zapowiedzieli synowie arcyksięcia Stefana Karola Habsurga z Żywca. Mamy nadzieję, że arcyksiążęta Leo i Wilhelm ostatecznie nie zjawili się w teatrze, bo, sądząc z recenzji w „Bielitz-Bialaer Azeiger”, przedstawienie było porażką. Aktorzy „wypożyczeni” z opery zupełnie się nie sprawdzili, honor ratował pan Krois, ale sam niewiele mógł zdziałać. Na szczęście spektakl wi-działa niewielka grupa widzów.

    Inne wrażenie pozostawiła komedia pt. „Der dunkle Punkt” (Ciemna plama) Gustava Kadelburga. Przedstawienie grane 20 i 23 lutego cieszyło się wielkim powodzeniem. Komedia zadowoli każdą publiczność. Humor jest dowcipny, inteligentny i na poziomie, tak, że mogą sztukę oglądać i dorastające panienki. Przedstawienie jest tak zagrane, że jest dużo śmieszniejsze niż w oryginale. Poprawione dialogi i żywa adaptacja działa na korzyść przedstawienia.


   Zaskoczył wszystkich benefis Pawła Schwarza, który na jubileusz wybrał „Hoffmanns Erzählungen“ (Opowieści Hoffmanna) Jacques’a Offenbacha. Rzadko się zdarza znaleźć operę, która wszędzie będzie miała widownię. Dzieło Ofenbacha jest jedną z nich. „Opowieści Hoffmana” to napięcie i fantazja z jednej strony, a z drugiej urocza harmonia, prostota i ekspresja dramatyczna. W związku z tym ostatnia prezentacja przyniosła nam rozczarowanie. Realizacja bardziej przypomina niedbały szkic, niż wykończony obraz. Zamiast pięknych barw były ciemnobure plamy. Sam jubilat był wyraźnie zmęczony i śpiewał nienaturalnym głosem. (...) za swą niedyspozycję powinien przeprosić (...). W roli Olimpii zadebiutowała Agnes Hermes. Chociaż ta młoda panna ma dobrze ułożony głos, to dla niej nasz mały teatr powinien być jeszcze mniejszy, gdyż artystka może co najwyżej śpiewać z kwartetem smyczkowym – pastwił się nad przedstawieniem i aktorami recenzent „W”.

   Z oznakami zdrowotnej niedyspozycji, które odbiły się na jakości przedstawienia, odbył się benefis pani Finch Lorenzo. Grano „Das Modell”. Jubilatka była lekko zachrypnięta, a pan Wolf piał jak kogut wywołując mimowolnie komizm w miejscach dramatycznych.
Końcem lutego na stanowisku dyrygenta pojawił się po raz pierwszy Erwin Glösel, syn prof. Glösela z Bielska.
   W poniedziałek 28 lutego w teatrze zorganizowano specjalne przedstawienie z okazji pożegnania miejscowego garnizonu, który przechodził do Krakowa. Operetkę pt. „Johann II” zamierzało obejrzeć 50 oficerów i 300 żołnierzy.

  1 marca obchodził benefis Juliusz Twerdy, jedna z największych miejscowych gwiazd. Tuż przed jubileuszem był na gościnnych występach w Berlinie, gdzie w sztuce Ottokara Ebersberga pt. „Einer von unsere Leut”. Twerdy zagrał główną rolę naturalistycznie ciekawie, bez afektacji. (...) sukces wieczoru należy do niego. Jest artystą, który potrafi wzbudzić głębokie uczucie u publiczności i wywołać naturalne łzy wzruszenia. Wypełniona po brzegi widownia obsypała pana Twerdego kwiatami i oklaskami.

   Trzeba również wspomnieć o benefisie Kurta Dauma, który odbył się 3 marca przy okazji wystawienia „Undine” (Rusałka). Mając w pamięci poprzednie wystawienie tej sztuki w Bielsku trzeba przyznać, że bardzo ograniczono na nią środki, co musiało się odbić na całości. Z tego jednak względu trzeba pominąć niedoskonałości formy, gdyż nie wynikały one z gry aktorskiej. Pan Kurt dał popis swoich możliwości i kilkakrotnie musiał bisować.
   Wielbiciele talentu Riccardy Pienerth oddali jej hołd 5 marca podczas sztuki pt. „Die verkaufte Braut“ (Sprzedana narzeczona). Mimo niesprzyjającej pogody widzowie licznie zebrali się w teatrze, a jubilatka stanęła na wysokości zadania.
   6 marca nikt z zespołu nie miał jubileuszu. Odegrano sztukę „Böhm in Amerika“. I tym razem możemy liczyć na naszego kwiecistego recenzenta „W”: W sztuce jest wszystko co chcesz. Jest miłość, kuchnia, trochę muzyki polskich żydów i piękna kobieta. Jednak nawet w niedzielę wieczorem są granice dobrego smaku, kiedy jednocześnie na scenie unosi się zapach czosnku i róż, a przecież te dwa zapachy się nie mieszają. Mniej kombinacji, a sztuka będzie dobra – pisał nasz złotousty krytyk.
Teatr dbał, aby publiczność nie odwykła od jubileuszy, więc już 8 marca w benefisowym przedstawieniu wystąpił tenor Otto Hilde.
Następnego dnia zaproponowano widzom sztukę pt. „Das süße Mädel“ (Słodka dziewczyna). Ta sztuka grana była tu całkiem niedawno i została zapomniana, wręcz pogrzebana w trumnie. Odgrzebywanie jej nie wydawało się mi stosowne. Kiedy jednak wieczorem przyszedłem do teatru, byłem zaskoczony. Jest to głownie zasługa pani Hilde, której gra przypominała musujący szampan w kieliszku. (...) Należy się jej wieniec laurowy.
Marie Neugebauer również zebrała dobre recenzje, gdy 11 marca miała swój benefis. Musimy pochwalić naszą Marie Neugebauer nie pisząc wielu słów. Za każdy występ w tym sezonie należy się jej wieniec laurowy, a na wszystkie kwiaty i upominki zasłużyła w pełni. Panna Neugebauer jest jednym z niewielu artystów, którzy wiedzą, jak zaciekawić publiczność. Odznacza się wyjątkowymi umiejętnościami aktorskimi i umie nakreślić nam realistycznie każdą postać sceniczną – pisał zachwycony recenzent.
 W marcu największe zainteresowanie widzów wzbudziła operetka pt. „Liebesschule” (Szkoła miłości), jej tekst był wspólnym dziełem Roberta Pohla i Bela Jenbach, a muzykę napisał Fryderyk Korolanyi. 12 marca zagrano ją po raz pierwszy. Nową operetkę, którą widzieliśmy w sobotę po raz pierwszy, powinniśmy chyba omijać szerokim łukiem. Oryginalne wspaniałe melodie przeplatają się z zasłyszanymi wcześniej, co budzi zażenowanie. Jednak libretto jest dużo lepsze niż w tanich sensacjach. Mimo to, a może właśnie dla dlatego, ta operetka na długo tu zostanie. Panie Fink, Neu-feld, Behrendt oraz panowie Hilde, Schönwiese, Strehn starali się dołożyć od siebie kilka kropli humoru. Reżyseria pana Schönwiese była gustowna.
   Dobrze bawili się też widzowie podczas przedstawienia pt. „On i jego siostra”. Julie Neufeld i Rudi Schönwiese zapewnili przybyłym do teatru wspaniałą rozrywkę.
W połowie marca ogłoszono plany artystyczne i personalne związane z przyszłym sezonem. W tym też czasie w spektaklu pt. „Die Welt ohne Männer” (Świat bez mężczyzn) na deskach bielskiego teatru zagościli Jenni Reingruber i Eugen Jensen. Premierowy spektakl zagrano w poniedziałek 21 marca.
   Jednak nie występ gości z Wiednia, a „Cyganeria” Pucciniego zrobiła większe wrażenie w Bielsku. Dyrektor Rübsam jest ambitny. On nie unika ani kosztów, ani wysiłku, aby pod koniec sezonu pokazać doskonałe prezentacje. Sama opera nie jest dla nas nowością, ale ma swój urok. Tam nic nie jest proste ani wyblakłe. Sztuka jest atrakcyjna i ciekawa, od pierwszego do ostatniego oddechu bohaterki. Słowa i dźwięki tworzą tak rzadką w operze całkowitą harmonię. Melodie rzadkiej piękności, malowanie tonami przez orkiestrę i prawdziwa, prosta, porywająca akcja. Prezentacja była genialna. Uświadomiła nam że pożegnanie z niektórymi z aktorów po sezonie będzie wielką stratą dla naszej sceny.
Wszystko wskazuje na to, że dyrektor naprawdę dołożył wszelkich starań, aby to przedstawienie zostało bardzo dobrze zapamiętane, gdyż to był wstęp przygotowujący do jego pożegnania z bielską sceną. Prasa donosiła: Dyrektorowi Carlowi Rübsamowi wynajęto teatr dotowany przez państwo w mieście Ratibor od września 1910 na okres trzech lat. To scena będzie prowadzona niezależnie od Teatru Miejskiego w Bielsku. Zastępca dyrektora Rübsama będzie miał do swojej dyspozycji personel do operetki w Bielsku dwa razy w tygodniu.


W tym okresie w teatrze pojawiało się wielu gości, jednym z nich była Ōta Hisa, bardziej znana jako Madame Hanako. Występy je grupy były wszędzie witane entuzjastycznie. Bielsko znalazło się na jej trasie koncertowej końcem marca. Egzotyczne przedstawienie pełne tragizmu i okrucieństwa w scenach z wojny rosyjsko-japońskiej wzbudziło mieszane uczucia widzów. Szczególne wrażenie zrobiło na nich nieeuropejskie podejście do śmierci.

Benefis Rrois Morgen odbył się początkiem kwietnia.
  7 kwietnia podczas przedstawienia „Zapfenstreich” Franza Bayerleina zorganizowano drugi benefis na rzecz pana Kroisa (pierwszy, jak pamiętamy, odbył się w styczniu przy prawie pustej sali). Przysłowie przestrzega, że „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”, jednak przyjaciele Vinesa Kroisa przekonali go, że warto. „Prawda sceny” po raz kolejny boleśnie zweryfikowała oczekiwania. Przyszli tylko zaproszeni goście i kilka przypadkowych osób. Cisza była tak przejmująca, że można było usłyszeć przebudzoną muchę. Na nic zdały się wołania „na puszczy” zawiedzionego krytyka teatralnego: Gdzie nasza inteligencja! Gdzie poczucie sztuki! Nasz smak? Nasza wola piękna!
Sytuacja ta, przykra szczególnie dla jubilata, pokazuje, że jak mówi klasyk: Nie to piękne, co piękne, ale co się komu podoba! Pan Krois na pewno był wyśmienitym artystą, miał doskonale opanowany warsztat, ale brakowało pomiędzy nim a widzami więzi. O czym i dzisiaj powinni wiedzieć wszyscy aspirujący do zajmowania się sztuką. Gra się dla widza, a nie dla krytyków, bowiem cóż znaczy kilku zadowolonych krytyków, gdy widzów brak...
   Na potwierdzenie tej tezy nie trzeba było długo czekać – 11 kwietnia jubileusz obchodził Eugen Strehn, a benefisowym przedstawieniem była sztukapt. „Der fidele Bauer”. Sala była pełna, kwiatów i prezentów mnó-stwo, a recenzja... sucha i zwięzła.
   14 kwietnia gościnie wystąpił Ernst Wendler z Teatru Miejskiego w Morawskiej Ostrawy, a 17 kwietnia Rudolf Mischka z Teatru Miejskiego w Hamburgu. Mischka wywodził się z Wiednia, a w młodości przez kilka lat mieszkał w Bielsku.
   Kończąc sezon przeuroczy nasz krytyk teatralny podpisujący się literką „W” opublikował trzy sążniste artykuły podsumowujące. Jeden z nich zaczął od słów: Znów zbliża się koniec sezonu, a wraz z nim zamarcie niemieckiego życia artystycznego w naszym mieście na całe 5 miesięcy. Jak zwykle barwnie, z użyciem dużej ilości epitetów i poetyckich porównań, wystawił cenzurkę każdemu z aktorów. Zainteresowanych odsyłam do źródła. Pisząc o mocnych i słabych stronach sceny podkreślił, że większość teatrów nawet w Wiedniu nakierowanych jest na tanią prostą rozrywkę. Królują tam komedie i niskobudżetowe operetki, na takim programie wzorują się wszystkie prowincjonalne teatry. Tymczasem, na przekór tym nurtom, bielski teatr ma ciągle w swym repertuarze ambitne pozycje.
Kino w Kaiserhofie zaprosiło na pokaz, na którym wyświetlono film z „kolorowej folii”. Najprawdopodobniej to właśnie rosnąca popularność kina sprawiła, że „niemieckie życie artystyczne” powróciło do miasta nie po pięciu, ale już po czterech miesiącach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz