piątek, 4 marca 2016

Stadt Theater in Bielitz nr 51.

Sezon 1909/1910

   Nowy sezon rozpoczęto od dwóch premier. Najpierw pokazano przedstawienie dla dzieci „Der kleine König” (Mały król), potem operetkę Oskara Straussa z 1908 r. „Der tapfere Soldat” (Bohaterowie). Tekst opowiadający o bohaterze mimo woli napisał Leopold Jacobson. Dużą recenzję zamieściła początkiem października „Silesia”.
   W programach teatralnych na październik często pojawiał się wieczór złożony z dwóch sztuk „Bajazzo” i „Cavalleria rusticana”. Nikt nawet nie przypuszczał, że te przedstawienia, grane już nie raz, tak mocno wyryją się później wszystkim w pamięć...

Kiedy niebo spada na głowę,
czyli wielka katastrofa w teatrze


   Teatr miejski w Bielsku, jak każdy teatr, dostarczał widzom licznych atrakcji, na ogół natury artystycznej. Jednak 2 października 1909 r., podczas 13 przedstawienia opery pt. „Cavalleria rusticana”, wrażenia artystyczne zeszły na bardzo daleki plan.
   Był pierwszy wieczór operowy w nowym sezonie, który zaczął się dopiero przed kilkoma dniami. Budynek był całkowicie wypełniony – wspomina „Die Neue Zeitung”. Początkowo wszystko rozgrywało się zgodnie z planem. Przedstawienie rozpoczęło się o godzinie wpół do ósmej. Przedstawiciele miejskiej służby bezpieczeństwa, policji, straży pożarnej i przedstawiciele urzędu budowlanego byli na swoich miejscach, a przeprowadzony przez straż pożarną przegląd nie stwierdził niczego niewłaściwego. Wystawiono „Pajace”, które były żywo przyjęte. Po krótkiej przerwie nastąpiła „Rycerskość wieśniacza”. Pan Schwarz występował na scenie jako Turridu. Śpiewał pieśń biesiadną. Pieśń bardzo się podobała, toteż publiczność nagradzała aktorów oklaskami. Nagle olbrzymia sztukateria sufitowa runęła na parter.
   Wypadek zdarzył się o godz. 22.08, tuż przed zakończeniem przedstawienia, przy drugiej zwrotce pieśni biesiadnej. Nagle, zaraz po scenie pożegnania – straszny huk, wzbiły się potężne tumany kurzu. Sądzono, że wali się sufit teatru. Rozbrzmiewały głośne krzyki przerażenia. Tumany kurzu rozproszyły się. Zobaczono krwawiących ludzi, potem usłyszano uspokajające zawołanie: „Spokój! Nic się nie stało! Światło! Światło!”. „Jestem ranna! Gdzie jest mój mąż, moje dzieci!” – relacjonowała „Die Neue Zeitung”.

   Pierwsze informacje uzyskane na gorąco zamieścił wiedeński dziennik „Mährisches Tagblatt”: W bielskim Teatrze Miejskim zawaliła się w czasie przedstawienia galeria, oprócz trzech do pięciu zabitych bardzo duża liczba osób odniosła rany. Dalej relacja była bardziej szczegółowa: Rozległ się niespodziewanie przeraźliwy łomot, kolosalna chmura pyłu wypełniła widownię, która była przy otwartej scenie zaciemniona. W pierwszej chwili nikt nie umiał sobie wyjaśnić rzeczywistej przyczyny tego wydarzenia i publiczność najpierw uznała, ze zawaliły się mury lub ze runęła górna galeria. Publiczność ogarnięta paniką zerwała się z miejsc i rzuciła do wyjść, przy czym doszło miedzy drzwiami parteru do zakorkowania, jednakże spokojnie wkraczającej do akcji służbie bezpieczeństwa oraz pojedynczym opanowanym widzom udało się na tyle uspokoić publiczność, że jej większość mogła opuścić widownię.
   Sekretarz teatru Löwe polecił rozjaśnienie widowni i można było teraz stwierdzić, ze runął betonowy tynk z sufitu – od miejsca, w którym wisiał wielki wentylator aż do zwieńczenia sufitu nad cofniętym w głąb balkonem. Oderwany był tynk o powierzchni około 20 metrów kwadratowych. Mniejsze i większe kawałki tego tynku o wielkości 8-10 cm spadły zarówno na powierzchnię parteru teatru, jak i na loże i miejsca balkonowe pierwszej kategorii, i też na przednie rzędy miejsc siedzących drugiej kategorii. Kiedy tworzenie się pyłu osłabło, okazało się, ze na parterze, szczególnie po lewej stronie pomiędzy rzędami 4-9, leży kilka osób przysypanych całkowicie gruzem i rzędami przewróconych drewnianych ławek. Zostały one oswobodzone przez funkcjonariuszy i przy pomocy kilku lekarzy częściowo przetransportowane do garderoby teatralnej lub do hotelu Zauner, gdzie udzielili im pierwszej pomocy zastępca lekarza inspekcyjnego dr Karl Wagner oraz lekarze Löbel, Huppert, Heß, Steuer i Löbinger z Kattowitz, którzy byli obecni w teatrze jako widzowie bądź przybyli na pomoc.
   „Gwiazdka Cieszyńska” wyolbrzymiając liczbę rannych donosiła: Około 80 osób zostało ranionych, w tem bardzo wiele ciężko. Pogotowie ratunkowe odwiozło 20 ciężko rannych do szpitala, resztę pozostawiono opiece domowej. Jednak większość gazet, w tym „Teplitz-Schönauer Anzeiger” i „Welt Blatt”, podobnie jak prasa miejscowa, pisały o 20 rannych, w tym 8 ciężko.
„Kurier Lwowski” pisał o wielkiej panice. Podobnie „Grazer Volksblatt”, „Salzburger Volksblatt” i „Wiener Montags-Journal”. Inne gazety, których była większość, twierdziły: Na szczęście nie powstała poważniejsza panika, żaden przerażający ścisk. Publiczność trzymała się znakomicie.
„Silesia” wspomina, że bardzo szybko zjawiła się policja oraz straż pożarna, która udzieliła poszkodowanym pomocy – wynoszono i umieszczano w hotelu pod Pocztą, gdzie urządzono tymczasowy punkt opatrunkowy. Wielu wychodzących z teatru widzów było ubrudzonych zaprawą murarską, miało rany cięte i krwawiące zadrapania na twarzy, wiele kobiet wpadało w histeryczne spazmy i były one przez swoich bliskich bardziej do domu niesione niż prowadzone. Zbiegowisko przed teatrem trwało do godziny jedenastej.
    Nazwiska rannych w katastrofie opublikowała „Gwiazdka Cieszyńska”: odniosły ciężkie rany: krawczyni Zamorska, jej córka A. Krischke, kupcowa Róża Belir, aptekarz Wladar, kupcowa Moses, szynkarz Lindenberg — wszyscy z Bielska i handlowiec Leopold Halir z Wiednia. Oprócz tego 20 osób odniosło lżejsze rany. Ilości osób, które doznały wstrząsu nerwowego w czasie strasznej paniki, jaka powstała w pierwszej chwili, nie zdołano stwierdzić. W „Silesii” ciężko poszkodowanych wyliczonych z imienia i nazwiska mamy 17.


   „Mährisches Tagblat“ informował, że sporządzona została następująca lista rannych: 1. Zamarski Gertrud, 18 lat, złamanie odłamkowe prawego ramienia, 2. Hecht Henriette, 27 lat, rany cięto-tluczone na głowie, 3. Krischke Auguste, 59 lat, złamanie kilku żeber i rany cieto-tłuczone na głowie, 4. Krischke Ottilie, 36 lat, rany cieto-tłuczone, 5. Moses Anna, rany ciéto-tłuczone na głowie, rozerwanie warg, złamanie kości nosowej i kości nad okiem, 6. Wlabarsch Fritz, 34 lata, aptekarz, wstrząśnienie mózgu, 7. Lindenberger Moritz, rany cieto-tłuczone na głowie, 8. Baron Joh. 41 lat, rany tłuczone na ramieniu, 9. Halirz Leopold, podróżny, Wiedeń, rany cieto-tłuczone, 10. Färber Regina, szok nerwowy, 11. Obersohn Bernhard, Ustroń, mocne stłuczenie warg, 12. Panna Scholz, córka członka zarządu stacji (?), 13. Pani i panna Walaszczyk, małżonka mistrza budowlanego z córka, 14. Sonderling, żona fabrykanta, 15. Deutsch Ferdynand, Biala.

   Rozprzestrzeniająca się tu plotka, że stan zdrowia ciężko rannych osób miałby się pogorszyć, na szczęście nie okazała się być prawdą. Według informacji administracji szpitala stan zdrowia wszystkich rannych pozostających pod opieką szpitalną jest odpowiedni do okoliczności.
Ogólne wyrazy współczucia w związku z katastrofą kierowane były do dyrektora Teatru Miejskiego Karla Rübsama, dla którego to nieszczęście oznaczało zupełnie jeszcze niemożliwe do oszacowania szkody. Media pisały: Nie można wykluczyć, ze to nieszczęście odbije się na frekwencji w teatrze. Jak doniesiono nam dzisiaj z Bielska, gmina miejska oddała do dyspozycji p. dyrektorowi Karlowi Rübsamowi na najbliższe 2 tygodnie salę w domu strzelców, aby umożliwić prowizoryczną kontynuację przedstawień. W tym czasie powinny być zakończone niezbędne prace rekonstrukcyjne. Już wczoraj zostały przeprowadzone przez różne komisje szczegółowe badania uszkodzonej części plafonu jak tez całego sufitu i wydano natychmiast dyspozycje dotyczące niezbędnych adaptacji. „Die Neue Zeitung“ informował: Sala teatralna ukazywała obraz spustoszenia. Krzesła, na które spadły odłamki sztukaterii, zostały całkowicie rozbite i połamane. Teatr pozostanie na dłużej zamknięty.
Prezydent kraju wysłał natychmiast do Bielska państwowych techników.

„Schlesisches Tagblatt” donosił: Na miejscu wypadku wczoraj przed południem zjawiła się komisja sądowa, a po południu komisja Krajowego Urzędu Budowlanego. Co do naprawy sufitu, zdecydowano, aby usunąć też sztukaterie pozostające jeszcze nienaruszone i odsłonięty tym sposobem sufit pomalować na biało. Sufit teatru, wykonany z betonu, pozostał bowiem zupełnie nienaruszony.
   Równocześnie rozpoczęto śledztwo. Osoby poszkodowane składały zeznania m.in. przed sędzią okręgowym Moszerem w Bielsku.
Gazety długo rozpisywał się o przebiegu katastrofy, dodając wciąż nowe szczegóły: Osoby siedzące w pierwszych sześciu rzędach wyszły wszystkie bez szwanku, bo odpadanie sztukaterii zaczęło się od żyrandola rozciągając się ku balkonowi. Spośród 22 rannych 8 ciężko rannych znalazło się w szpitalu, pozostali są pielęgnowani w domach. Na listopadowej sesji Rady Miejskiej poinformowano, że z 34 osób, które zostały poszkodowane w czasie katastrofy, tylko jedna skierowała pozew odszkodowawczy w stosunku do magistratu.
    Ruszyła też lawina domysłów, co spowodowało oberwanie się teatralnej sztukaterii. Z zewnętrznych czynników najczęściej jako sprawcę wymieniano kolej.


   Tuż obok teatru przechodzi tor kolejowy z Bielska do Żywca. Kolej przechodzi tak blisko, że w widowni teatru czuć było wywołane przez nią wstrząśnienia. (...) Na miejsce katastrofy przybyła komisya sądowa, celem zbadania przyczyn nieszczęścia i stwierdziła, że częste wstrząśnienia, wywołane bliskością toru, mogły bez wątpienia przyczynić się do katastrofy.
   W podobnym duchu pisał „Mährisches Tagblat”: Należy zaznaczyć, ze chwilę przedtem minął teatr pociąg idący od Sabusch, którego trasa przebiegała bezpośrednio obok budynku teatru. Nie uprzedzając wyników mającego nastąpić zbadania sprawy można jednak stwierdzić, ze przyczynami wypadku były zarówno mocne wstrząsy, jak i gromkie brawa w czasie prawie zakończonego przedstawienia (tupot na miejscach stojących na parterze i najwyższej galerii).
   Również „Die Neue Zeitung” wyraźnie sugerował: Teatr został otwarty we wrześniu 1890 roku, a 1905 roku był przebudowany. Jego położenie jest o tyle niezbyt praktyczne, że prowadzi tuż obok linii kolejowej z Bielska do Żywca. Przeszkadzają nie tylko gwizdy lokomotyw, kiedy pociąg osobowy wyjeżdża z tunelu, lecz sądzi się, że niekiedy wprost odczuwane są wstrząsy i nie brakuje głosów, które w warunkach wytworzonych przez to położenie teatru doszukują się związków z sobotnim wypadkiem.
   Firma budowlana Helmer i Feiner, która opracowała projekty przebudowy teatru w 1905 roku, przyczynę katastrofy widziała w tym, że na strychu teatru znajdowały się warsztaty robotników dekoracyjnych, a częste wstrząśnienia w tych warsztatach mogły spowodować oberwanie się sztukatury. Nie brakowało, też głosów, że do tragedii pośrednio przyczynili się aktorzy i sami widzowie. Zwolennicy tej teorii dowodzili, że wspaniała gra aktorów doprowadziła widownię do ekstazy, a widzowie tak silnie wyrażali swoje zachwyty bijąc rytmicznie brawa, że zgodnie z zasadą rezonansu sztukateria „wzruszyła” się i spadła..
   Ze wszystkimi tymi teoriami musiał zmierzyć się sąd, który w pierwszej kolejności powołał biegłych budowniczych i sprawdzał proces modernizacji obiektu. Po kilku miesiącach „Gwiazdka Cieszyńska” poinformowała: We wtorek odbyła się w tutejszym sądzie powiatowym pod przewodnictwem sędziego dra Mosera rozprawa o przyczynę katastrofy w tutejszym teatrze miejskim w dniu 2. października ubiegłego roku. Obwinionymi byli radca budownictwa Friedl, asystent Heinrich i architekt Ungwer. Pierwszych dwóch obwiniono o to, że nie prowadzili należytego dozoru nad teatrem. Architektowi Ungwerowi zarzucono, że jako kierownik budowy teatru nie starał się o należyte wykonanie budowy. Rozprawa trwała od godz. 2 po południu do godz. 8 wieczorem. Stronę poszkodowaną broniło 18 adwokatów. Nareszcie zasądzono Friedla na 200 K kary ew. 20 dni aresztu, a Heinricha na 100 K kary ew. 10 dni aresztu. Architekt Ungwer został uwolniony.
   „Silesia” pisała, że adwokatów było 16, i relacjonowała główną linię obrony Henricha i Friedla, którzy twierdzili że podobne rozwiązania zastosowali w innych miejscach i tylko w Bielsku doszło do wypadku. Sugerowali więc, że zaszedł nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Sąd obciążył skazanych kosztami sądowymi, a pokrzywdzonych odesłał do sądu cywilnego po odszkodowania...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz