środa, 2 grudnia 2015

Stadt Theater in Bielitz nr 33.

Jubileusz goni jubileusz,
czyli doświadczonych artystów mamy...



    Rok zaczął się od benefisów aktorów Teatru Miejskiego. 4 stycznia swój benefis miał G. Czagell, występujący w sztuce pt. „Künstler unter sich” (Artyści miedzy sobą). Na 17 stycznia zapowiedziano benefis L. Tra-mersa, który zagrał w przedstawieniu pt. „Feldprediger” (Kapelan) – kolejnej wystawionej w Bielsku sztuce Karla Millöckera.

24 stycznia w przedstawieniu „Jovotte” zaprezentowała się pani U. Müntner, która przy okazji obchodziła benefis. 8 lutego benefis świętował E. Richter („Romeo i Julia”), 14 lutego pani Sadilla,, 2 marca pan E. Bauer, 8 marca pani G. Förster, a 14 marca Carl Fischer.
    Oszołomieni czytelnicy pewnie będą się zastanawiać, skąd tyle jubileuszy. Jedni uznają, że bielski zespół był bardzo doświadczony, inni dojdą do wniosku, że „artyści weterani” po latach świetności dorabiali na prowincji. Rzecz jednak w czym innym. Dla nas benefis jest uroczystością z okazji okrągłej rocznicy czyjejś działalności artystycznej, tymczasem przed stu laty używano tego słowa, gdy jakiś artysta podczas spektaklu obchodził urodziny!!! Ot i cała tajemnica tak wielu jubileuszy...
W cieniu tych jubileuszy Rada Miejska obcięła subwencję dla teatru o 600 fl. Można przypuszczać, że była to reakcja na przyjęty przez dyrektora program artystyczny, właściwie komediowy, który ściągnął do teatru więcej widzów. Bardziej życzliwa dla „świątyni niemieckiej sztuki” była kasa miejska w Bielsku, która z okazji swojego 40-lecia postanowiła przekazać na rzecz teatru 30.000 fl..


    W lutym „Silesia” poinformowała o wyjeździe z Bielska swego dotychczasowego korespondenta teatralnego. Gazeta uważała jego recenzje za obiektywne i rzetelne, jednak widzowie często nie tylko zgłaszali do nich zastrzeżenia, ale twierdzili wręcz, że byli widocznie na innym przedstawieniu... W tych okolicznościach redakcja, choć zadowolona ze swego recenzenta, była zmuszona zastąpić go innym.

                                                           Podwójne standardy,
                                                   czyli walka o widza z językiem w tle


    Wobec programowego zamknięcia teatru na polskie przedstawienia, trzeba było je wystawiać w innych miejscach – najczęściej w Czytelni Polskiej w Białej, a później również w Domu Polskim w Bielsku. Były to nie tylko spektakle amatorskie, ale również występy zawodowych objazdowych grup, które gromadziły liczną widownię. Niestety, nacjonalistyczne okulary magistratów Bielska i Białej nie pozwalały dostrzec teatralnych potrzeb Polaków, a tym bardziej ich wykorzystać, aby bilans teatru był lepszy. Na wszelkie sposoby utrącano za to wszystkie przejawy nawet najmniejszej konkurencji. Nie pozwalano nawet na wywieszanie polskich afiszy teatralnych, pomimo tego, że język polski był jednym z obowiązujących języków krajowych w c.k. Austrii. Kiedy w styczniu 1899 roku dyrektor trupy artystycznej Adam Müller chciał wystawić komedię Bałuckiego pt. „Sprawa kobiet” w lokalu Czytelni Polskiej w Białej, postanowił, jak to było w zwyczaju, zaprosić widzów na występ przy użyciu plakatów.
    Ponieważ na rozlepianie ogłoszeń w Białej ma koncesyę starostwa p. Tobias, przeto artysta p. Müller udał się do niego – otrzymał atoli odpowiedź, że polskich afiszów rozlepiać mu nie wolno; artysta udał się do burmistrza Białej p. Lukasa z prośbą, aby polecił Tobiasowi rzeczone afisze rozlepić – na co mu burmistrz odrzekł, że ta sprawa do niego nie należy; od burmistrza udał się do starostwa, gdzie przedłożył sprawę komisarzowi starszemu, p. Gucklerowi i ten wezwał Tobiasa, aby żadnych trudności w rozlepieniu afiszów nie robił; Tobias na to odpowiedział, że właściciele domów, na których się plakatuje, zakazali mu polskie ogłoszenia rozlepiać. Ostatecznie po wielu korowodach starosta nakazał Tobiaszowi przylepić kilka plakatów. Takie to prawdziwie chińskie stosunki są w Białej. Opisując to wydarzenie „Silesia” zakończyła artykuł wytłumaczeniem, że to jest forma obrony niemieckiej Białej przed polskim atakiem, oraz konkluzją, że tutaj mieszkają „Szwaby” – lepsi ludzie.

                                                         Magnes dla widzów,
                                                       czyli skandalistka Odilon w akcji


    Pod koniec stycznia tłumy zjawiły się w teatrze, by zobaczyć Helene Odilon – niemiecko-austriacką gwiazdę, aktorkę Niemieckiego Teatru Narodowego w Wiedniu. 28 i 29 stycznia Odilon miała zagrać w przedstawieniach „Lena” i „Haubenlerche”. Jednak widzów przyciągały nie tylko jej umiejętności aktorskie, ale również bogate życie osobiste. Prasa opisywała jej nieszczęśliwe małżeństwo z aktorem Aleksandrem Girardim. Helena miała kilku kochanków, w ich gronie m.in. barona Rothschilda, a Girardi był potwornie zazdrosny. Gdy jego zazdrość sięgnęła apogeum, Odi-lon próbowała go umieścić w zakładzie psychiatrycznym. W 1896 roku nieszczęśliwa para rozeszła się, Odilon zawarła małżeństwo z Franciszkiem Rakowskim, a po jego śmierci z farmaceutą Belą Pecim.

Atmosfera skandalu poskutkowała – na wszystkich przedstawieniach sala była pełna. Gra Odilon okazała się urzekająca i nowatorska, jej stroje były odważne i śmiałe.

                                                   Gejsza wyznaje,
                                                   czyli trochę egzotyki nie zaszkodzi


    W drugiej połowie lutego w Bielsku zjawił się teatr z Brunn, który robił objazdówkę z przedstawieniem pt. „Geisha oder die Geschichte eines japanischen Teehauses” (Gejsza lub historia japońskiej herbaciarni). Teatr ten przybywał do Bielska z najbardziej oryginalnym dziełem scenicznym, które miało co najmniej 3000 przedstawień w teatrach na całym kontynencie. Chodzi oczywiście o operetkę pt. „Wyznania gejszy”, której twórcą był angielski kompozytor Sidney Jones.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz