poniedziałek, 23 lipca 2018

Selma Kurz Słowik z Bielska i Białej cz. 16.



Marzenia się spełniają,
czyli warto być wytrwałym

   Powrót z Frankfurtu do stolicy był niezwykle radosny. Selma nareszcie dostała szansę spełnienia marzeń. Nie tylko wracała do ukochanego Wiednia, ale miała oficjalnie stanąć na scenie cesarsko-królewskiej opery. W prasie spekulowano na temat jej udziału w obsadzie spektakli zaplanowanych na nowy sezon. Ostatecznie Mahler zadecydował, że nie będą ryzykować i podczas pierwszego występu na wiedeńskiej scenie Selma zaśpiewa to, co już dobrze przećwiczyła we Frankfurcie, czyli „Mignon”. Trema i niepewność, jak przyjmą ją widzowie, były duże, jednak śpiewaczka i tym razem oczarowała publiczność. Również krytycy, zazwyczaj niezadowoleni, dali jej duży kredyt zaufania.

   Recenzent „Neues Wiener Journal” w artykule pt. „Udany wczorajszy debiut” napisał, że panna Kurz śpiewała świeżo i ma zadatki na wielką sopranistkę koloraturową. „Wiener Zeitung” stwierdził, że ma bardzo piękne oczy, miły głos i technikę, lecz jej gra aktorska przypomina co najwyżej nieśmiały ruch sceniczny. Komentator zapowiedział, że z nadzieją będzie się przyglądał jej dalszemu rozwojowi. „Wiener Bilder” tylko odnotował jej występ.

   Natomiast bezlitośnie potraktował Selmę autor recenzji w „Deutsches Volksblatt”: Zaprezentowano nam wczoraj nową gwiazdę, którą odkryto we Frankfurcie. (...) Naszym zdaniem, w trosce o jakość naszej sceny powinna ona wrócić tam jak najszybciej. (...) Panna Kurz nigdy nie zastąpi nam naszej Marie Renard. (...) Ma wysoki, nieprzyjemny dla ucha głos.(...) O jej grze trudno jest powiedzieć cokolwiek, bowiem ograniczyła się tylko do ruchów ramion, uśmiechu i wywracania oczu, co nawet było zabawne (...).

   Takie opinie na starcie nie były na pewno miłe. Trzeba jednak pamiętać, że Słowik z Bielska wchodził w świat hierarchicznie poukładany. Każdy miał w nim swoje miejsce, co oznaczało, że aby Selma mogła zaistnieć na scenie, ktoś musiał z niej zejść. Dziennikarz z „Deutsches Volksblatt” na pewno dobrze znał i cenił utytułowaną Marie Renard i nie podobało mu się, że młoda gwiazdeczka może zepchnąć w cień dotychczasową primadonnę.
   30 września 1899 roku nasza bohaterka miał swoją kolejną premierę. Tym razem Selma śpiewała partię Małgorzaty w „Fauście”, partnerował jej Erik Schmedes. Prasa zgodnie chwaliła spektakl. Pismo „Österreichische Illustrierte Zeitung” napisało, że główni wykonawcy - oboje – odnieśli triumf. „Neue Freie Presse” chwaliło harmonię, intonację i wrażliwość oraz ruch sceniczny Selmy. „Neues Wiener Tagblatt” przepowiadało, że jest ona na najlepszej drodze do stania się wielką artystką. Natomiast „Neues Wiener Journal” uznał, że panna Kurz porwała publiczność i błysnęła próbką swojego talentu, dokładając przy okazji, że debiutantka dużo zawdzięcza dyrektorowi Mahlerowi i że jeszcze dużo musi się nauczyć.

   Jesienne wieczory w Wiedniu upływały Selmie szybko. Próby, występy, spotkania towarzyskie zajmowały dużo czasu, a do starych znajomych doszli nowi. Najbardziej znaczącą znajomością z tego okresu była księżniczka Paulina Metternich-Sandor.

Obdarzona władczym charakterem, była znanym mecenasem sztuki. Artysta, którego uznała i objęła opieką, automatycznie stawał się znaczącą postacią. Nasza bohaterka również miała to szczęście. Szczególnie przydała się jej ta znajomość w 1900 roku, ale o tym kilka akapitów później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz