poniedziałek, 10 lutego 2025

Czesława Pszczolińska- Burczak na scenach życia



Czesława Pszczolińska- Burczak, rocznik 1938 – aktorka z papierami budowlańca, radna miejska, mistrz ceremonii ślubnych, soroptymistka… ale przede wszystkim po prostu dobry człowiek - 6 lutego wspominała w Książnicy Beskidzkiej swoje życie nie tylko artystyczne.



Pretekstem do tego niezwykłego spotkania była wystawa kilkudziesięciu zdjęć scenicznych tej bielskiej aktorki, którą można oglądać do końca lutego w holu KB. 



Zainteresowanie wydarzeniem było tak duże, że choć w sali spotkań książnicy dostawiono krzesła, i tak wielu ludzi musiało stać. Z oficjalnych gości przybyli prezydent Bielska-Białej Jarosław Klimaszewski z małżonką oraz radna Rady Miejskiej Urszula Szabla, pojawili się także byli przewodniczący Rady Miejskiej, byli prezydenci Bielska-Białej czy przedstawiciele władz rządowych. Na widowni usadowiło się wielu przedstawicieli życia społecznego i kulturalnego. Przekrój wiekowy i zawodowy widzów dowodził, że charyzma Czesławy Pszczolińskiej-Burczak działała – i wciąż działa – na wszystkich. 



Wieczór rozpoczął się od powitania gości przez dyrektor Książnicy Beskidzkiej Katarzynę Ruchałę i prezydentkę soroptymistek w Bielsku-Białej Natalię Sobieszczuk. Następnie życzenia i bukiet kwiatów w imieniu swoim i wdzięcznych mieszkańców miasta złożył bohaterce spotkania prezydent Jarosław Klimaszewski. 


Warto przypomnieć, że Czesława Pszczolińska-Burczak, dla przyjaciół Pszczoła, to aktorka wszechstronna. Radio, telewizja, film, ale przed wszystkim teatr - to jej żywioły. Nie wszyscy jednak wiedzą, że z wykształcenia jest technikiem budowlanym i że zamiast tworzyć role, mogła budować domy. Niezależnie jednak od tego, czym dane jej było zarabiać na życie, zawsze budowała mosty serdeczności czyli dobre relacje z ludźmi. 



Zapytaliśmy ją, jak to się stało, że dyplomowany technik budowalny zapragnął zostać aktorką i jaką rolę odegrał w tym tajemniczy brunet, który przechadzał się koło rodzinnego domu niekoniecznie tylko wieczorową porą.

- Na świat przyszłam w Krakowie, w rodzinie, w której nie było żadnych aktorskich tradycji. Dlatego u mnie wszystko zaczęło się nie w kołysce, a w szkole podstawowej. W Krakowie mieszkałam przy ul. Kujawskiej. Pierwsza dziecięca myśl o teatrze wiązała się z mieszkającym na tej samej ulicy aktorem, Tadeuszem Tarnowskim. Sąsiad, zawsze nienagannie ubrany, z podniesioną głową, szedł wieczorami do pracy, a ja patrzyłam, trochę rozmarzona, jak dziecko, za nim z balkonu. Kiedy przechodził, zawsze sobie myślałam: Boże, jak ja bym chciała być aktorką. Ale aktorka to musi być piękna kobieta, to musi być ktoś niezwykły, a ja...? – mówiła Czesława Pszczolińska. 




A jednak po latach Pszczoła na osie przyjechała do Bielska-Białej i zaczęła pracę w Teatrze Polskim. Od mocnego A:

 – Po studiach, któregoś czerwcowego dnia przyjechałam to z moim chłopakiem Adasiem na motorze marki Osa, by podpisać umowę z dyrektorem teatru Andrzejem Uramowiczem. Zaczynałam od Grzechu Żeromskiego, grałam Kwadrowską, reżyserował Andrzej Brzeziński. Próby mieliśmy za kinem, było strasznie zimno. W przedstawieniu wchodziłam po schodach i mówiłam: A, witam państwa! I tak zaczynałam w Bielsku od A - wyjaśniała aktorka. 




W swoim życiu zagrała ponad 200 ról, w tym wiele głównych. Grała nie tylko w Bielsku-Białej - sezony 1963-68 spędziła z zespołem Teatru Śląskiego, a w sezonie 1969-70 grała w Częstochowie, by potem już na stałe powrócić do stolicy Podbeskidzia. Teatr był jej całym życiem i przez 33 lat to on wyznaczał rytm jej życia. 

Jak łatwo się domyślić, funkcja mistrzyni ceremonii małżeńskich, którą potem objęła, nie była tym, na co aktor czeka latami… Czesława Pszczolińska tak o tym opowiadała:

- To była próba zmierzenia się z najtrudniejszą chyba w życiu rolą, tym trudniejszą, że… niechcianą. Ostatnią rolą, którą zgrałam w tatrze, było wyjście z niego z podniesioną głową. To niezwykle trudne, tak po ludzku okropne, kiedy po 33 latach pracy nagle z dnia na dzień dowiadujesz się, że już tu nie pracujesz… Byłam oszołomiona, naprawdę przeżyłam mój osobisty koniec świata. Świata, który znałam, który kochałam i w którym doskonale się odnajdywałam. Wypowiedzenie było bezprawne, chronił mnie tzw. immunitet radnej, bronili mnie wspaniali ludzie. Jednak uczciwość nie pozwalał mi brać pieniędzy za etat, kiedy nie byłam obsadzana. Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny i nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. Nie przypuszczałam nawet, że z czasem bardzo polubię dawanie ślubów - mówiła nie kryjąc emocji pani Czesia. 




- Kiedy runął mój świat, nie wiedziałam, co ja mogę tak naprawdę robić poza teatrem. Wtedy z zadziwiającą propozycją wystąpił prezydent Krzysztof Jonkisz. Zostań mistrzem ceremonii ślubnych! – powiedział. Postanowiłam spróbować. Przy okazji okazało się, że mało poważnie traktowany przeze mnie tytuł magistra bardzo się przydał. 




Tę ostatnią rolę pięknie podsumował redaktor Stanisław Bubin, który po 1060. ślubie udzielonym przez Czesławę Pszczolińską napisał o niej w Dzienniku Zachodnim: Ponad tysiąc ślubów, Ponad tysiąc par. Olbrzymia widownia. Bezpośredni kontakt z widzami. Nie zza świateł rampy, nie zza kulis, nie zza grubej warstwy pudru i peruk, lecz twarzą w twarz. Pszczolińska wygrała. Jest teraz najbardziej znaną aktorką bielską. W tetrze zagrała sto ról, w USC tysiąc. 




Warto doprecyzować, że Czesława Pszczolińska pracowała w sumie 55 lat. 33 lata w Teatrze, gdzie wystąpiła w ponad 200 rolach, a w przeciągu 22 lat pracy w Urzędzie Stanu Cywilnego udzieliła w sumie ponad 5 tysięcy ślubów. Jest też jedyną aktorką teatralną znaną i podziwianą przez ludzi, którym nigdy nie było dane przekroczyć progu teatru.



Spotkanie z aktorką, która opowiadała o meandrach swojego życia. poprowadził Jacek Kachel, a znakomitą oprawę muzyczną spotkania zapewnili Krzysztof Maciejowski i Jan Stachura.




Po zakończeniu spotkaniu bohaterka wieczoru przez blisko godzinę odbierała kwiaty, życzenia i gratulacje od przybyłych na spotkanie. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz