Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KRONIKA KRYMINALNA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KRONIKA KRYMINALNA. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 lutego 2024

Kalendarium Prasowe Łodygowic nr 11

 Nie ufaj nieznajomemu 


O tym, że oszuści zawsze żerowali na ludzkiej naiwności doskonale pokazuje nam przykład z Kroniki Kryminalnej z 1867 roku. 


Rudolph Rosenberg, urzędnik kk w Chrzanowie, pojechał 13 stycznia 1867 roku z Chrzanowa do pobliskiej Białej odwiedzić chorą matkę. Spotkał się w kolejowym barze z przyzwoicie ubranym mężczyzną, który przedstawia się jako kontroler na kolei. Rosenberg był zadowolony że nawiązałem tak dobrą znajomość i rozmawiałem z rzekomym urzędnikiem na najlepszym. Nieznajomy natychmiast postanowił skorzystać z tak sprzyjającej okazji i wyjaśnił panu Rosenbergowi, że on także ma sprawy biznesowe w Białej. 

Z Dziedzic wspólnie udali się do Białej i  przenocowali u Matki Rosenberga, która zrobiła wszystko, co w jej mocy, aby dobrze przyjąć nowego przyjaciela syna. Oboje tak się polubili, że przystali nawet na spanie w jednym łóżku. Następnego dnia pojechali objazdem do Łodygowic, gdzie siostra Rosenberga, Kunegunda, została pokojówką u baronowej Wittwitz. Odwiedzili siostrę u której zasiedzieli się do 12 w nocy. Następnego dnia pociągiem pojechali do Żywca. Tam Rosenberg załatwił sprawy służbowe w towarzystwie siostry. Tymczasem nieznajomy  Güßkind Wildstein pożegnał się i wyjechał. 

W powrotnej drodze Rudolf ponownie przybył do Białej, gdyż chciał pożegnać się ze swoją chorą matką. Niedługo potem otrzymał je za pośrednictwem posłańca list od siostry, w którym ona mu pisała: że brakuje trzech srebrnych łyżeczek do kawy, co prawdopodobnie w dowcipie mógł wziąć ten dziwny pan, który z nim podróżował. W tym samym czasie Rudolph Rosenberg zauważył, że jest przeziębiony jednak nie mógł znaleźć, ani jedwabnej chusteczki, ani też srebrnej cygarnicy. Wtedy zrozumiał, że został oszukany. Tymczasem   Wildstein nie marnował czasu lecz udał się do Chorzowa do mieszkania Rosenberga. Tam uzbrojony w informacje o właścicielu mieszkania przedstawił się służącej Teresie Masiurskieą jako dobry przyjaciel jej pana. Uwiarygodnił się pokazując miedzy innymi cygarniczkę. Również następna informacja, że ma tu poczekać, gdyż Rosenberg przyjedzie następnym pociągiem  wydawał się służącej prawdziwa, gdyż pokrywała się z wcześniejszymi ustaleniami. Z tego powodu służąca nie protestowała, gdy przybysz w oczekiwaniu na przyjaciela zażądał alkoholu, a następnie wymusił na niej, aby się z nim napiła. Służąca nie zauważyła, że do jej kieliszka nieznajomy wpuścił kilka kropki nieznanej substancji. Po wypiciu Brendy biedna Tereska poczuła zawroty głowy i starcia przytomność. W tym czasie Wildstein przeszukał mieszkanie i zabrał do walizki wszystko co uznał za cenne. Jednak na zabraniu fantów nie skończył, lecz przebrał się w mundur Rudolvha Rosenberga i opuścił mieszkanie. 

W tym oficjalnym mundurze wsiadł do samochodu Joachima Weißa w Chrzanowie i  rozkazał mu aby tak szybko, jak to możliwe zwiózł go Babice (2 km od Krakowa) bo ma tam ważne rzeczy musieć zrobić. Następnie w  Babicach miejscowi chłopi, którzy produkowali słomę ulegli magii mundur i zawieźli go do Liszek. Wiózł go w kolasce Bernard Knapik. Kiedy zbliżali się do celu podróży urzędnik zaproponował biedakowi piwo, przyprawione tajemniczymi kroplami. Gdy woźnica poczułam znieczulenie Wildstein usiadł obok niego na skrzyni, zażądał wodze koni, a kiedy Knapik nie chciał tego uczynić Wildstein wyciągnął z kieszeni nóż i zadał mu kilka pchnięć i siłą wrzucił go do rowu. Po tym przybył do Krakowa, a tam okradł 3 lutego 1865 roku małżeństwo Chaim i Chude Lemler Effecten im Werthe .



czwartek, 18 stycznia 2018

Kronika Kryminalna Pietrzykowic cz. 2

Nożownicy


W sierpniu tego roku na dworcu w Bielsku doszło do nieporozumienia, zakończonego użyciem noża. Jak informowała prasa, o godzinie 18,30 na dworzec przybył żołnierz piechoty z 31. regimentu.  Pomiędzy nim, a trzema robotnikami doszło do sprzeczki. Od słów panowie przeszli do rękoczynów, a gdy żołnierz wykazał się umiejętnością sztuki walki, jeden z robotników wyciągnął nóż i ugodził go. Karol Fablus w ciężkim stanie został przewieziony do szpitala, a napastnicy trafili do aresztu. Wśród zatrzymanych byli: Andrzej Pietraszko z Pietrzykowic, Szymon Januła i Józef Bożek z Rybarzowic. 

                                                             Alkohol twój wróg

Natomiast w Kronice Kryminalnej z 1912 roku odnajdujemy informacje o tym, do czego może doprowadzić nadużywanie alkoholu. Wyrodny zięć. Nowy wypadek haniebnej zbrodni w Pietrzykowicach. Niejaki Michał Rypij, gospodarz przed kilku lat ożeniony a mieszkający z żoną i jej matką, lubił zaglądać do kieliszka za co nieraz od nich dostawał przygany. Ale się w ostatnich czasach odgrażał, że musi w domu zrobić jakiegoś figla. Na ten nieszczęsny figiel nie czekały długo. Dnia 8. stycznia. Rypij wróciwszy z jarmarku w Żywcu, w stanie bardzo nietrzeźwym zaczął w domu wyrabiać awantury. Kobiety rozżalone poczęły go łajić i wyrzekać, ale pijak chwyciwszy śruby wałek drewniany od tłuczenia ziemniaków dla trzody i przyskoczywszy do teściowej, tak ją silnie uderzył kilkakroć w głowę, ze padła na ziemię z rozbitą głową; potem również żonie zadał kilka ciosów w głowę. Matka po dwu dniach umarła; żona w konwulsyach walczy ze śmiercią. Zbrodniarz zaraz przy-aresztowany. — Oto nowy przykład strasznych skutków zalewania się alkoholem.

czwartek, 11 stycznia 2018

kronika Kryminalna Pietrzykowic




Kronika wypadków kryminalnych

Powyższe opracowanie nie jest pomnikiem stawianym przeszłości, a jedynie próbą pokazania, jak w zwierciadle, odbicia czasów przeszłych. Z tego powodu trzeba w nim pokazać również wypadki mniej chlubne, które miały miejsce.
Tygodnik „Wieniec i Pszczółka” w artykule pt. Jakie życie taka śmierć, pisał: Towarzysz Walaszek z Pietrzykowic, zawodu stolarz, był najzagorzalszym zwolennikiem i agitatorem socyaldemokratycznym w całym żywieckim powiecie. Będąc przy jakiejś reperacyi zajęty w kwiciarni Grossa w Białej skorzystał podczas nieobecności majstra z nadarzonej okazyi, by też choć raz w życiu skosztować najczystszego alkoholu. Łyknął sobie porządnie spirytusu 96% i w pół godziny później runął trupem na podwórzu. „Młyny Pańskie mielą wolno, lecz nieomylnie i straszliwie”, lecz o tem socyalni demokraci nie pamiętają, bo żyją tutaj na ziemi tak, jakby Boga nad nami nie było.

Kontrola piasku w wodzie...

Oszustwa na wnuczka, inkasenta czy urzędnika, tak modne dzisiaj, jak się okazuje,  są patentem znanym od lat. W styczniu 1910 roku dwaj sprytni ludzie postanowili zabawić się w „wodociągowców”. Wróbel i Walaszek z Pietrzykowic chodzili po mieszkaniach w Bielsku i sprawdzali zawartość piasku w wodzie z kranu. Jak utrzymywali, firma nakazała im kontrole, bo będą remonty. Oczywiście za swoją pracę żądali niewielkiej zapłaty. Jednak mieszkańcy miasta szybko sprawdzili „piaskowych” specjalistów i oddali ich w ręce stróżów prawa. 

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Kurek morderca

Morderca po Pietrzykowicach chodził

Chwile grozy przeżyli mieszkańcy Pietrzykowic w grudniu 1907 roku. Kilka dni wcześniej z prasy dowiedzieli się, że w Kętach i Czańcu w nocy z niedzieli na poniedziałek popełniono trzy morderstwa. Mianowicie ofiarą zbrodniczego czynu padł w Czańcu karczmarz Konior i jego żona, a w Kętach pono dziewczyna. Trzech tych morderstw dokonało 2 zbrodniarzy, z których jednym jest Andrzej Kurek, morderca  Wspomniany osobnik był dobrze znany policji, gdyż przed laty zyskał niechlubną sławę mordercy. Z tego powodu hucznie świętowano jego pochwycenie, gdyż zabił on między innymi policjanta Dietricha. Schwytał Kurka i jego wspólnika policjant Franciszek Zygmunt, który otrzymał za to krzyż zasługi.

Jednak Kurek nie mógł wysiedzieć za kratami i szybko uciekł z więzienia w Wiśniczu. Po czym zaczął na nowo terroryzować całą okolicę. Miał on też fantazję. Szybko omotał młodą dziewczynę spod Oświęcimia i obiecał jej ożenek. Udając się na ślub pożyczył pieniądze od świadków, a gdy je otrzymał, zeskoczył z wozu i tyle go widziano. Opuszczona narzeczona dopiero na posterunku policji dowiedziała się, jakiego to sobie kawalera wybrała. Taki właśnie człowiek, mający na swoim koncie nie tylko oszustwa, ale i morderstwa, przeniósł się z Oświęcimia na ziemię żywiecką. W grudniu na granicy z Łodygowicami, sierżant (wachmistrz) żandarmerii Regel z Żywca natknął się na dwóch podejrzanie zachowujących się ludzi. Stróż prawa zaskoczył nieznajomych, a równocześnie zachował zimną krew i pochwycił jednego z poszukiwanych. Panika zbiegów była duża, gdyż byli przekonani, że ten wachmistrz to tylko jeden z wielu uczestniczących w obławie. Z tego powodu Kurek uciekając, zgubił swój rewolwer. Pochwycony jego towarzysz o nazwisku Mrowiec zapewniał, że on nigdy nikogo nie zabił, a strzelającym był niejaki Kostrzeba. Z  późniejszych doniesień wynika, że informacje z Czańca były przesadzone. Prasa prostowała: Z Czańca Wiadomość podana przez nas o zamordowaniu 3 osób w Czańcu i w Kętach jest na szczęście o tyle mylna, że ofiary morderczego zamachu na dzierżawców gospody, — Konior i jego żona, żyją i ich życiu nie zagraża poważne niebezpieczeństwo. Kule rewolwerowe dane przez zbrodniarzy zraniły tylko ciężko Koniorów. Wiadomość zaś o zamordowaniu dziewczyny w Kętach jest zupełnie nieprawdziwa. W Pietrzykowicach jednego ze zbrodniarzy ujęła już żandarmerya. Pościg za Kurkiem, który jak się okazało z fotografii przedłożonej świadkom zamachu w Czańcu, był jednym z bandytów, odbywa się dalej.  Niemniej Kurek siał postrach, a prasa w artykułach pt. Kurek – latający Holender? Ciągle informowała o jego wyczynach. Przeprowadzono nawet na niego obławę z udziałem 60 żandarmów, ale zbrodniarz jak przystało na latającego holendra pojawiał się i znikał.

środa, 3 stycznia 2018

Mordobicie w obronie krzyża...


Dla pełnej charakterystyki posła Macieja Fijaka trzeba i wspomnieć o zdarzeniu z konkurentem politycznym Kubikiem, kiedy to poseł użył mocnych argumentów nie tylko słownych. Sam relacjonował to zdarzenia pisząc: Rzecz się miała tak: Dnia 19-tego grudnia b.r. jadąc z Wiednia, w kierunku Żywca, wsiadłem na stacyi w Bielsku do wozu, w którym siedział i Kubik. Nie szukałem go, lecz poszedłem tam, gdzie mi konduktor wskazał miejsce. Siadłem sobie w kącie wozu nie spodziewając się niczego, ani nie zaczepiając Kubika. Lokomotywa gwizdnęła i pociąg ruszył. Jako chrześcijanin zdejmuję czapkę z głowy i żegnam się – a wtedy znany Kubik zaczął pokazywać, co on to umie. – Ni stąd ni zowąd w swój sposób prostacki zaczyna mnie napadać i wyśmiewać: oto pobożny! Chrześcijanin! Itd. – tak go ubodło to, żem się krzyżem świętym przeżegnał. Ale wszystko ma swoje granice.
    Za dużo mi było tego dobrego, więc odzywam się: „Nie wyprowadzaj mnie człowieku z równowagi, bo może się to źle skończyć!” – Ten zdrajca wstaje i podchodzi do mnie i dalej kpi ze mnie, a nawet zaczyna mi się odgrażać. _ Tedy wstaje na nogi i ja, a uniesiony oburzeniem daję mu w tę gębę, którą się ośmielił drwić z Chrystusowego krzyża. To poskutkowało – bo miałem już spokój aż do końca mej drogi. – Taki to był napad Fijaka na Kubika!
    Nikt tego nie widział, więc ja sobie postanowiłem nic o tem ani pisać ani mówić, ale ten zuch sam zaraz to oznajmił „Naprzodowi”, aby się przed swoimi „towarzyszami” poskarżyć. Nie miał się biedak czem pochwalić – lepiej było to zaniechać, zwłaszcza skoro tylko raz liznął. Może teraz wnieść interpelacye do Ministra sprawiedliwości – lecz na przyszłość niech się strzeże zaczepiać ludzi spokojnie jadących, a tem bardziej naśmiewać się z krzyża.


                    Pietrzykowice 27 grudnia 1905,             Maciej Fijak, poseł.

środa, 27 grudnia 2017

Okruchy historyczne z Pietrzykowic cz. 7.

Bileciki do kontroli,
czyli jak to policjanci i żandarmeria w konduktora się bawili

 Drastyczna podwyżka cen biletów spowodowała, że nagminną praktyką wśród robotników była jazda na tzw. gapę. Sprzyjało temu również to, że składy robotnicze były bardzo przepełnione, a konduktorzy, słabo opłacani, pozwalali na taki proceder za drobną opłatą wrzuconą do ich kieszeni. W Pietrzykowicach był już wtedy prowizoryczny przystanek kolejowy, ale bez kasy, tylko dla pociągów robotniczych.  Kiedy robotnicy dojechali na dworzec w Bielsku, czekała ich niemiła niespodzianka. A więc w dniu 6 lipca sprowadzono oddział policyi na dworzec i ustawiono go przed drzwiami wychodowemi z dworca – i o dziwo!- kontrolę biletów przeprowadzono z pomocą policyi, zatrzymując w ten sposób kilkutysięczną rzeszę robotniczą przy wyjściu z dworca. Na tyle przezorności mogli się jednak zdobyć panowie kulturnicy bielscy, że gdy taki tłum, spędzającego się do roboty, a więc tłoczącego się zatrzymają przy drzwiach, musi przyjść do jakiegoś wypadku. (...) Dolało oliwy do ognia to, że robotników, którzy za jazdę popłacili, a pokiwitowania nie mieli, zatrzymywała policya- a tem samem aresztowała choćby chwilowo niewinnie, narażając ich na pewną stratę dnia roboczego.(...) Wstrzymywanie tedy i zatrzymywani poczęli się oburzać i tłoczyć, a pierwsi w rzędach parci przez parutysięczny tłum z tyłu, musieli wpaść na policyę i przełamać jej kordon.
    Wtedy to policya bielska, znana z odwagi wobec bezbronnych, dobyła pałaszy i zaczęła siec winnych i niewinnych.
    Przyszło do formalnej bitwy z policyą, która oczywiście skończyła się zwycięstwem uzbrojonych nad bezbronnymi.
    Odważni, z pruska uhełmieni rycerze policyjni w myśl poleceń Wilhelma II. nikomu nie pardonowali, więc i słabe niewiasty, robotnice nie uszły cało. Jednej dziewczynie z Wilkowic odcięli ucho – innych poranili tak, że ich musiano oddać do szpitala. Takich było około 20 osób. Lżej ranni uszli, niektórzy powracali do domu.

Wspomniane wydarzenie obiegło całą prasę. Pisała o nich również „Nowa Reforma”, a „Gwiazdka Cieszyńska” podkreśliła: Nic dziwnego, że policya bielska w ten sposób traktuje polskich robotników, skoro przeszłoroczny napad na Polaków, mimo interpelacyi w parlamencie i mimo śledztwa sądowego pozostał po dziś dzień bezskutecznym. Mowa tu oczywiście o wydarzeniach z 19 października 1902 roku, kiedy to mieszkańcy Bielska z pomocą miejscowej policji poturbowali Polaków, udających się na otwarcie Domu Polskiego. I tym razem poseł Fijak występował w obronie uczciwych  robotników, którym żandarmeria bilety sprawdzała. 

Po tych interwencjach na ponad rok sprawa się uspokoiła i wydawało, się, że kontrola biletów przy użyciu żandarmerii się już nie powtórzy. Stało się jednak inaczej. W dniu 1 października 1904 roku urządzili kolejarze z żandarmami w Łodygowicach kontrolę przy pociągach robotniczych. Jak informował „Wieniec i Pszczółka”: Jak już donosiliśmy, urządziła sobie onegdajszej soboty służba kolejowa wraz z żandarmami kontrole przy pociągu robotniczym w Łodygowicach, celem stwierdzenia, czy który robotnik nie jedzie na bliższy bilet. Otóż ze stanowiska prawnego kolej, jeżeli chce, ma przeprowadzić kontrolę w wagonie, a po wyjściu z wagonu nie wolno jej zatrzymywać ludzi i robotnicy niech sobie też nie pozwolą narzucać jakiegoś nowego prawa. Powtóre w Łodygowicach na stacyi niejaki Podworski, kolejarz, rzucał się na ludzi i bił ich pięściami. Otóż, to jest rozbój i jeżeli kolejarze taką bronią chcą walczyć, to niech się nie dziwią, jeżeli w przyszłości, któryś z nich oberwie co od zgniewanego tłumu. Po wyjściu z ogrodzenia robotnicy zaśpiewali kolejarzom: Za Łabę hej! Na co kolejarze odpowiedzieli: „Nie wy nas, lecz my Was musimy zwyciężyć”. Pogróżka ta zdaje się świadczyć, że na stacji przyjdzie jeszcze raz do zamieszki.

czwartek, 30 listopada 2017

Okruchy historyczne z Pietrzykowic cz. 2.

Płaczący obraz w Pietrzykowicach.

   Podczas panowania Jana Wielopolskiego w Pietrzykowicach wydarzył się ciekawy, niecodzienny wypadek. Jednak jego historia, zaczęła się kilkadziesiąt lat wcześniej. W 1678 r. niejaki Matias Pławiński z Pławiec, który ogłosił się szlachcicem i pielgrzymem, zwiedzał Żywiecczyznę.  Najwięcej przebywał w Pietrzykowicach u Wojciecha Wiesiołka, gdzie podczas lata w stodole sypiał. Pewnej nocy przez szpary zobaczył w nocy ogień na lipie obok domu Wojciecha Hujca. Doznawszy widzenia, kazał wymalować obraz i zrobić kaplicę z takim podpisem: Pielgrzym Matias z rodu Cieszkowskiego z Gidel ten obraz fundował Objawienia Najświętszej Panny Studziennej do kaplice pietrzykowskiej niedaleko od Żywca leżącej, roku Pańskiego 1678. (...) Gdy dowiedział się o tym Jego Mość ksiądz Wojciech Symellius, dziekan i proboszcz żywiecki, że to bez jego konsensu stało się, kazał wozem zajechać i tę kletę rozchybać i okrajki z ławami do kościoła staro-żywieckiego zawieźć. Które na poprawę kościoła tamecznego obrócił, a tę lipę wiatr wielki w roku 1707 wywrócił. A ten Matias pielgrzym obraz zwyż mianowany od malarza wziąwszy, darował go do kościoła radzichowskiego, który tamże dotąd świadkiem jest, z podpisem przeopisanym. 

    Kolejny raz usłyszano o tym obrazie kilka lat później. Oto w 1712 roku piorun uszkodził wieże kościoła w Żywcu. Regina Stąporzanka zaczęła rozpuszczać wiadomości, że stało się to za sprawą tego, że obraz NMP z ołtarza brackiego usunięto, a tam wstawiono inny. Aby uwiarygodnić swoje proroctwa, postanowiła dokonać... cudu. Jak pomyślała, tak też uczyniła. 17 kwietnia 1712 roku w niedzielę trzecią po Wielkiej Nocy, po nabożeństwie schowała się w kościele i postanowiła nowy obraz ukraść, a na jego miejsce wstawić, wybrany przez siebie, czyli ten z Radziechów, obraz fundacji Matiasa z  Pietrzykowic. Niestety zamiar się nie udał, gdyż na przeszkodzie stanęły... gwoździe, którymi nowy obraz do ołtarza był przytwierdzony. Niedoszła „cudotwórczyni” nie znalazła zrozumienia u współmieszkańców i dla ochłonięcia zamknięto ją na kilka dni w więzieniu miejskim.  

poniedziałek, 27 listopada 2017

Okruchy historyczne z Pietrzykowic cz. 1.





Z kronik kryminalnych...XVII wieku

Wieś Pietrzykowice, jako miejscowość spokojna,  typowo rolnicza bardzo rzadko trafiała „na ludzkie języki”. W najdawniejszych dokumentach odnajdujemy właściwie tylko dwa takie przypadki. Pierwszy mówi o Malcheru Barteczko, który popadł w szaleństwo i powiesił się na drzewie. Tego samobójcę zgodnie z ówczesnym obyczajem pochowano za parkanem cmentarnym starożywieckiego kościoła. 
Drugi natomiast przypadek odbił się szerokim echem w całym regionie. Oryginalny zapis tego wydarzenia brzmi następująco: Die 4 Julii [4.VII.] we środę Stanisław Urbas z Pietrzykowic o porubstwo albo uczynek sprośny bestyjalski z klaczą w Żywcu pod justycją spalon; którego Jędrzej Dybek z Pewle w wierbinach pietrzykowskich zastał i przed sądem jego pokonawszy, świadectwem poprzysiągł. O którym występku w Żywcu jeszcze nie słychano



wtorek, 2 grudnia 2014

Kronika Kryminalna 1892 cz. 2.

    Zbrodnia, czy głupi kawał oraz handel żywym towarem, to tematy, które żywo zajmowały mieszkańców Bielska i Białej w drugiej połowie 1892 roku.


    Do prawdziwej tragedii doszło w Bielsku 21 lipca 1892 roku w fabryce sukna Förstera na Purcelbergu, w wyniku którego czterech robotników straciło życie. Przy czyszczeniu głównego kotła w niewiadomy sposób dostała się para z rezerwowego kotła do niego i oparzyła trzech robotników tak silnie, że zaraz w ogromnem gorącu przestali żyć. Czwarty znajdował się blisko otworu kotła, i mniej wprawdzie ucierpiał, lecz poparzenie było tak mocne, że w szpitalu umarł wśród okropnych boleści. W kotle zginęli; Andrzdj Kosiarz z Janowic, żonaty, mający 26 lat; Jerzy Kreis z Wapienicy, żonaty, mający 37 lat i Tomasz Nikiel z Mesznej, swobodny, mający 22 lata; w szpitalu zaś umarł 19-letni Michał Kaiser z Bystrej.  O tym wypadku mówiło się dużo, gdyż wszystko wskazywało, że para z rezerwowego kotła, bez działania osób trzecich nie mogła się przedostać. Pytanie pozostawało otwarte, czy to był głupi kawał z tragicznym finałem, czy też zbrodnia.

   Jesieniom do Bielska powróciły dziewczęta, które władzy konsularnej w Konstantynopolu udało się wydobyć z domów rozpusty. Jak się okazało kilkadziesiąt dziewcząt, w tym z naszego regionu, zostały podstępnym wywiezione do Turcji i tam sprzedane. W październiku przed trybunałem przysięgłych proces karny we Lwowie, a na ławie oskarżonych zasiadło 27 żydów i żydówek. Prasa informowała: Oskarżeni, — sami żydzi postępowali zwykle w ten sposób, że upatrzywszy odpowiednie biedne dziewczęta, obiecywali im według okoliczności dobre posady np. „kasyerek, albo służbę panien pokojowych” itp. w Ameryce lub w Rumunii, a sprowadziwszy je ostatecznie na kolej, oddawali jo oczekującym już na kolei ajentom, którzy nieświadome drogi dziewczęta odwozili do Konstantynopola i tam je sprzedawali.
    20 listopada po raz kolejny przypomniano sobie o nakazach dekalogu mówiących, aby dzień święty święcić. W fabryce Josephyego poszło 6 robotników do ogrodu p. Josephyego kopać piasek i osiewać na formy i modele. W ogrodzie tym jest głęboka jama, a gdy w niej dwaj robotnicy piasek kopali, czterech ten piasek wywoziło, nagle oberwały się brzegi, i zasypał ich piasek zupełnie. Po wydobyciu ich obaj już nie żyli. Jeden pozostawił wdowę i troje dzieci, drugi wdowę i jedno dziecko, pierwszy pochodził z polskiej Bystrej, drugi ze śląskich Mikuszowic.
    Natomiast w grudni ulica komentowała z dużym zaangażowaniem zawiedzioną miłość młodego rzemieślnik z Bielska. Niejaki Kapa 20-letni rzemieślnik z Białej usiłował otruć się fosforem z zapałek. Zamiar jego na szczęście spostrzeżono, i przywołany lekarz dr. Reich uratował niedoszłego samobójcę. Przyczyną samobójstwa miała być wzgardzona miłość.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Kronika Kulturalna 1892 cz. 1.

    Przeglądając stare gazety z 1892 roku w rubryce zdarzeń nadzwyczajnych natrafiłem na kilka zdarzeń, które komentowali ówcześni.

    Stare porzekadło mówi, że: Co ma wisieć, nie utonie, jednak inna mądrość ludowa przekonuję, że: co komu pisane, to go spotka. W przykry sposób o tym fakcie przekonał się robotników Wojciech Kliszowic z Łodygowic, który w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia wracał pociągiem robotniczym do domu. Przechodząc podczas jazdy z wagonu do wagonu noga się mu osunęła i wypadł. Nie wpadł wprawdzie pod koła pociągu ale trudno w jego wypadku mówić o szczęściu, gdyż wpadłszy do głębokiej wody utonął... Nieszczęśliwego pochowano na katolickim cmentarzu w Lipniku. 
    W lutym szczególnie ubolewali miłośnicy orzeźwiającego napoju z chmielem. Lokalna prasa informowała: Spaliła się tu część browaru, należącego do Hollandera, Hübnela i Spółki. Przez 7 godzin pracowała bielsko-bialska ochotnicza straż pożarna, aby ugasić ogień, co się jej dopiero około wieczora udało. Szkoda wynosi około 130.000 złr. Ogień zniszczył 300.000 kilogramów słodu w wartości 60.000 złr. i 3000 do 4000 kilogramów chmielu. Browar ten jest asekurowany.
    Zapewne dużo też komentarzy wywoła desperacja niejakiego Józef Krawczyka, który siedział w kwietniu 1892 roku w areszcie śledczym sądu powiatowego w Białej, oskarżony o kradzież. D, 23 bm. rzucił się Krawczyk podczas rozdawania obiadu z nożem na dozorcę, pchnął do dwukrotnie w piersi, nie skaleczywszy go ciężko, ponieważ dozorca miał na sobie grubą odzież zimową. Następnie uciekł z więzienia i pobiegł w stronę ku Lipnikowi. Żandarmerya i policya udała się za nim w pogoń. Gdy Krawczyk widział, że zostanie złapany, poderżnął sobie gardło z taką siłą, że nóż doszedł aż do kości pacierzowej. Śmierć nastąpiła natychmiast.

    Końcem XIX wieku bardzo popularne wśród robotników były nowinki socjalistyczne. Nosicielami tych idei byli głównie przybysze z zaboru rosyjskiego. W czerwcu do Białej przybył komisarz policji Rostrzewski z Krakowa i aresztował w fabryce Schirna anarchistę Ignacego Popławskiego studenta z Warszawy, który jako robotnik miał krzewić zasady socjalistyczne.
Jak się jednak okazało: Popławski został niewinnie oskarżony przez szpiega moskiewskiego, nazwiskiem Hendigery, który wielu Polaków niewinnie denuncyował, i na  żądanie rządu rosyjskiego aresztowany przez policyę krakowską. Obecnie Popławski pracuje znowu w fabryce Schirna w Białej, bo się policya przekonała o jego niewinności, natomiast szpieg Hendigery został aresztowany i będzie mu wytoczony proces.

wtorek, 29 lipca 2014

Waż słowa


Zdrada stanu, a wolność wypowiedzi


    Napięta sytuacja społeczno-polityczna w Europie udzielała się dyskutującym do tego stopnia, że policja często aresztowała, ze względu na krytykę polityki państwa ocenianą jako zdrada stanu. W nocy na 27 lipca dwaj podochoceni knajpiarze zecer Runik i monter Hoink s w pewnej gospodzie wygadywali przeciwko Austryi, wychwalając Serbię. Aresztowano ich pod zarzutem zdrady stanu.  Podobny los spotkał niejakiego Kołdere z Ustronia. Ten lekkoduch i obieżyświat mocno krytykował stosunki panujące w c.k. Pozwolił sobie nawet na pochwalenie zbrodni sarajewskiej, którą uznał za przejaw tamtejszego ludu o wolność. Za co został aresztowany.  Jak się okazuję, uczucia zadowolenia i popierania działań wojennych żądano nawet od obcokrajowców, którzy powinni się cieszyć, nawet wtedy, gdy Austria wypowiadała wojnę. W niedzielę, gdy pod wrażeniem rozpoczęcia wojny goście w kawiarni d'Europe zaintonowali, stojąc, hymn ludu, dwóch gości, obojętnych na to, co się dzieje w lokalu, nie podniosło się z miejsc. Wywołało to wielkie oburzenie. Okazało się, że obojętnymi gośćmi byli dwaj inżynierowie francuscy Armand Barrand i Leon Laborde. Przyprowadzeni na policyę, tłómaczyli się brakiem znajomości języka niemieckiego i tem, iż nie wiedzieli o co chodzi. Skazani zostali policyjnie za zlekceważenie manifestacyi.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Kronika kryminalna - lipiec 1914 cz. 5


                                                       Odwaga w polityce drogo kosztuję

    O tym, że strzelenie gafy w polityce, czyli powiedzenie głośno prawdy bywa bolesne nieraz przekonał się poseł Jan Zamorski. Tym razem Zamorski został znieważony w kawiarni w Krakowie przez dwóch akademików należących do wojskowej organizacji „Strzelec” kierowanej przez Józefa Piłsudskiego. Członkowie organizacji poczuli się urażeni tym, że Zamorski zwrócił uwagę, że władza prześladuje i kontroluje TG „Sokół”, a popiera i sponsoruję „Strzelca”, który zamienia się grupę płatnych agentów.
Warto przypomnieć, że kilka miesięcy wcześniej z komisji tymczasowej odeszli pp. Stadnicki i Włodzimierz Tetmajer. Poseł Tetmajer odszedł ze względu na to, że odkrył iż Komisja Tymczasowa i „Strzelec” biorą pieniądze od państw zaborczych!!! Z tego też powodu na ich dążenia narodowe trzeba patrzeć z dużą ostrożnością... W odpowiedzi na to akademicy Piątek i Sawicki dokonali napadu na p. Zamorskiego. Taki sposób rozprawiania się z przeciwnikami politycznym i jest prostem bandytyzmem, które potępić musi zgodnie cała opinia polska. Doprowadzić to musi w konsekwencyi do takiego zdziczenia życia publicznego, że w końcu stronnictwa nie będą walczyć argumentami lecz zadowolą się urządzaniem napadów osobistych na przewódzców przeciwnych grup politycznych. Ostatni wypadek zapoczątkowania tej ery bandytyzmu tem większe wywołał oburzenie, że ofiara jego padł człowiek tak zasłużony i takiem poważaniem się cieszący w najszerszych kołach naszego społeczeństwa.

czwartek, 24 lipca 2014

Kronika kryminalna - lipiec 1914 cz. 4

                                                                 Sutenerzy i gwałciciele

    Dużo szczęścia miał córka stolarza Pietraszki. Kiedy wracała wieczorem do domu i przechodził obok willi Schirma przy potoku starobielskim została znienacka napadnięta. Napastnik chciał ją zgwałcić. Nieszczęsna kobieta podjęła nierówną walkę i zaczęła wołać o pomoc. Jej krzyki usłyszał Schirm i natychmiast pospieszył jej z pomocą. Zaskoczony obrotem sprawy bandyta wypuścił napadniętą, a w kierunku nadbiegającego mężczyzny wystrzelił z broni palnej i lekko ranił „dobrego samarytanina”, a sam korzystając z ciemności uciekł w nieznanym kierunku.  Co jakiś czas przez prasę przewija się wątek handlu żywym towarem. Najczęściej dotyczył on wywozu młodych dziewczyn z naszego regionu, które zwabione obietnicą lepszego życia wyjeżdżały za chlebem do stolicy lub też w obce kraje. Zdarzał się również i inne scenariusze, jak chocby ten z domu publicznego w Białej. 16-letnia służąca wiedenianka Róża S. opuściła w tajemniczy sposób służbę swoją w Wiedniu i więcej nie wróciła. Poszukiwania za nią we Wiedniu nie odniosły rezultatu. Dopiero policya bielska przyszła z pomocą wiedeńskiej dyrekcyi, zawiadamiając ją, iż poszukiwana Róża przebywa w pewnym domu publicznym w Białej. Śledztwo wykazało, że padła ona ofiarą dwóch handlarzy żywym towarem niejakiego 26-letniego Franciszka Dostalka, zajętego właśnie w roli gospodarza w owym bialskim lupanarze i pomocnika, również handlarza żywym towarem, 36 letniego Karola Pokornego, kelnera w Wiedniu. Pierwszego aresztowano w Bielsku, drugiego w Wiedniu. Uwiedzioną Różę przewieziono do Wiednia i oddano matce.

środa, 23 lipca 2014

Kronika kryminalna - lipiec 1914, cz. 3

Kto wiatr sieje, zbiera burzę


    Nierówne traktowanie ludzi zawsze powoduje problemy. 7 lipca 1914 roku na pewnej ulicy w Bielsku na trotuarze stała grupa robotników polskich i niemieckich. Takie zachowanie drażniło wzrok policjanta, który postanowił spędzać ich z trotuaru. Jednak jego umiłowanie porządku i przestrzegania przepisów było wybiórcze, gdyż stróż prawa nakazał zejść z ulicy tylko Polakom. Niezadowoleni z takiego obrotu sprawy mrucząc pod nosem robotnicy zeszli na bok. Jednak Jan Martyniak z Międzybrodzia, postanowił postawić się policjantowi sztorcem i zignorował jego wezwanie. Policyant nacierał na niego gwałtownie, domagając się zejścia, Lecz nie dał rady. Chłopska natura Martyniaka rozsrożyła się. Policyant był w. kłopocie.
Przywołali pięciu coś kolegów, przywołał samego p. Bezdeka, następnie runął jak długi (ku uciesze gapiów), powalony przez Martyniaka. — W końcu Martyniaka zaniesiono do więzienia. Odpokutuje nieborak.
Zasłużył w myśl ustaw, obowiązujących, a jednak banda jego dusza uważa, że zasądzono go niewinnie. — Postawił się — a no, bo ero czepiali, a on się zwykł nie dać. Gdy pies, drażniony n. p. przez kogoś, wyrządzi temu X,. paskudę, to- X- przegra w sądzie! W tym wypadku powinna spotkać kara policyanta, który w bezczelny sposób prowokował robotników dlatego, że są Polakami. A „kto wiatr sieje, zbiera burzę”
. „Nowy Czas” to samo zajście opisuje trochę inaczej:
W miniony poniedziałek wieczorem stało na rogu Głównej ulicy kilku robotników, którzy naumyślnie tamowali ruch na ulicy. Na wezwanie policyanta na oddalenie się z miejsca, odrzekł Polak Jan Martyniak, że jemu żaden niema nic do rozkazu. Gdy mu na tę odpowiedź grożono aresztowaniem, wyraził się jeszcze bezczelniej. Następnemu pojmaniu sprzeciwiał się tak bardzo, że drugi policyant musiał pobiedz z pomocą. Wtedy krzyczał Martyniak: Przyjaciele! Sokoli! Brońcie mię!« I rzeczywiście zaczęli podnosić kije na policyantów. Na widok tej niebezpiecznej sytuacyi pospieszył kierownik policyi p. Bezdek z czterema policyantami na pomoc. Martyniak położył się na ziemię. Musiano go więc zanieść do więzienia. W więzieniu zdzierał odzienie ze siebie i wykrzykiwał najgorsze urągania. Martyniak był już 13 razy karany. Ostatnia kara wynosiła 2 lata ciężkiego więzienia
    Opisane w innym miejscu szczegółowo zajścia tzw. Bitwy nad Białą miały szerokie reperkusje. Jednym z nich było zdemolowanie schroniska na Klimczoku.  Jacyś niewykryci sprawcy zażartowali sobie z czynników, bezpieczeństwa i podali nazwiska ludzi starszych, poważnych, jako sprawców rozwalenia schroniska, by w ten sposób utrudnić dojście do prawdy.
    W gminie naszej najwięcej biada nad upadkiem ruchu turystycznego Wilhelm Gläsel, Niemiec, osadzony tu przed kilka laty przez Beskidenvereini, którego niestety ku oburzeniu całej gminy darzą poparciem inteligenci, a nawet wpływowi ludzie poparli Gläsla przy udzielaniu koncesyi i w ten sposób na szkodę gminy i spraw polskich utrwalili byt tego hakatysty.
    Drugim była skarga na działania policji miejskiej w czasie zajść i wniosek, aby zastąpić ją policją państwową. Władze wyższe z Opawy nie dostrzegły nic niestosownego i stwierdziły, że policja bielska na czele z komendantem Bezdekiem nadal będą strzec prawa.
    Trzeci natomiast nadaje się do kabaretu. Oto c.k weteranom austriackiego wojska zabroniono wstępu do Bielska! Jak się okazało w niedzielę wysiadła na stacji Bielsko delegacja weteranów, wojskowych z Krakowa i okolicy, chcieli oni przejść przez Bielsko na poświęcenie sztandaru tutejszych weteranów. Mimo, że nieśli sztandar z orłem austryackim, policya bielska nie przepuściła ich przez miasto, usprawiedliwiając zakaz ten, że, mieli polskie napisy „Kraków-Podgórze”. Fakt ten jaskrawo pokazuję klimat jaki panował w mieście.

wtorek, 22 lipca 2014

Kronika Kryminalna - lipiec 1914 cz. 2


 Żywioł też może być groźny

 „Poseł Ewangelicki” informował, że w Starym Bielsku piorun raził cztery osoby. Robotnik Bulowski zginął na miejscu. „Nowy Czas” opisał te wypadki bardziej szczegółowo: W poniedziałek minionego tygodnia nawiedziła Bielsk i okolicę wielka burza połączona z oberwaniem chmur. Podczas burzy trafił piorun w Starym Bielsku cztery osoby, z których jedna została zabita. Dwie córki rolnika Schuberta z Starego Bielska, zatrudnione były ładowaniem siana, przyczem ich piorun, trafił. Jedna z nich opamiętała się zaraz; natomiast drugą musiano odnieść do domu, gdzie wkrótce odzyskała przytomność. Piorun trafił także dwóch robotników, z których jeden padł martwy, drugi odniósł lekkie rany.  Na ulicy Górskiej w Bielsku naruszyła burza starą, rozłożystą wierzbę. Gdy ją onegdaj chciano usunąć, drzewo nadcinane nagle runęło i koroną swą uderzyło dziewięcioletnią Paulę Bebkówną. Dziecko ciężko zostało poranione.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Kronika Kryminalna - lipiec 1914 cz. 1

Albo ja ich — albo oni mnie zabiją!

    W niedzielę w Białej o godzinie 4. rano znaleziono na drodze żywieckiej zwłoki mężczyzny. W szyi miał znaki od pchnięć nożem. Skonstatowano, że zamordowanym jest robotnik od p. Josephiego. Ponieważ miał kieszenie próżne, a podszewki na wierzchu, wnoszą iż padł on ofiarą (morderstwa rabunkowego. Kilka dni później „Dziennik Cieszyński” uszczegółowił swoje informacje pisząc: W niedziele. 5. lipca znaleziono nad ranem o 4. godzinie niedaleko klasztoru św. Hildegardy przy ulicy żywieckiej w trawie zwłoki Jana Kufla, tkacza z Leszczyn, który w ostatnich dniach zajęty był przy robotach betonowych firmy Pittel i Brausewetter. Kufel liczył la 28, mieszkał u rodziców w Leszczynach w dom Kotiersa, znanym był jako zawadyaka. Ostatnie chwile życia spędził w szynku Schuberta, skąd. wyszedł z pogróżkami: albo ja
ich — albo oni mnie zabiją. — Co się dalej działo, niewiadomo; rano znaleziono przy drodze zimne zwłoki, pokryte dwudziestu ranami, zadanemi nożamii w plecy, po głowie i szyi, z których jedna przecięła arterye i spowodowała śmierć- Przy zabitym nie znaleziono ani halerza, kieszenie ubraniami były powywracane. Zwłoki umieszczono po odbyciu wizyi lokalnej przez komisyę sądowa w kostnicy na cmentarzu. Jako posądzonych o współudział w zbrodni aresztowano Apolonie Peez, Jana Wesołowskiego i Joannę Płaczek, którzy jednak legitymują się, że danej nocy byli gdzie indziej. Relacja „Ślązaka” w większości się pokrywa, tyle tylko, że zamordowany miał się nazywać Karol Kuffel, a podejrzanymi byli Józef Weselowski i Apolonia Pietrc.

   „Kurier Lwowski” donosił o zamordowaniu w Żywcu nieznanego z imienia i nazwiska mieszkańca Gilowic.  Końcem miesiąca na 20-letniego tkacza Jerzego Hoffmanna z Lipnika napadło w Mikuszowicach dwóch złoczyńców i pokłuło go nożami. Złoczyńcy zbiegli; Hoffmanna przewieziono do szpitala.  Jak widać z powyższego miesiąc ten obfitował w najcięższe przestępstwa. Statystyki kroniki kryminalnej za to odnotowały tylko jedną kradzież. W nocy z 3-4 lipca, ktoś włamał się do sklepu towarów mieszkalnych w Bielsku. Właściciel sklepu znajdującego się przy ulicy Josefstraße  J. Laßler ocenił straty na 400 koron.

wtorek, 17 czerwca 2014

Włamanie do trafiki i rozbój z nacjonalizmem w tle - czerwiec 1914



    W wielkie osłupienie wprowadziła wszystkich kradzież do głównego składu trafiki w Białej. Tam włamali się w niedzielę złodzieje i zabrali marki i gotówkę w wysokości 300 K jak również większą liczbę cygar. Złodzieje wyłamali najpierw w sąsiednim domu rzeźnika Schuberta kraty żelazne. W ten sposób dostali się do sklepu rzeźnika. Tam wyłamali kawałek ściany i dostali się przez otwór do trafiki. O złodziejach niema ani śladu.   Po prestu wierzyć się nie chce by nawet najśmielszy złodziej odważył się na podobną kradzież przy Głównej ulicy w miejscu najbardziej ruchliwem, ażeby nie narazić się na schwytanie przez policye. – pisała polska prasa i dodawał- Złodzieje, widać, nie obcy lecz swoi wiedzą, że trudno wymagać od policyanta, aby on mógł w noc,- należycie czuwać, jeżeli z jednej strony p. burmistrz używa ich do posług osobistych, a z drugiei rozkazuje im chodzić cały dzień po domach, i namawiać rodziców polskich, by dzieci zapisywali na Niemców. Nawet taki połicyant gotów sobie pomyśleć: jeżeli mnie wolno kraść dusze dzieci polskich w  biały dzień, to dlaczego by nie wolno było złodziejom kraść pieniędzy w nocy?
    Również w nocy z 8 czerwca doszło do wielkiej awantury w kawiarni hotelu „Pod Czarnym Orłem”. Syn fabrykanta i na dodatek jednego największych hakatystów  w Bielsku Oswald Hess prowokował przez kilka godzin siedzące w kawiarni liczne towarzystwo polskie, złożone z nauczycieli, profesorów i urzędników, posyłając pod jego adresem ciągłe docinki i przezwiska.  Towarzystwo polskie cierpliwie zachowało spokój aż do czasu, gdy młodzieniec ów dopuścił się obrazy całego
społeczeństwa polskiego. Wtedy jeden z obecnych Polaków zażądał odwołania obelg, gdy tego jednak Hess nie uczynił i bezczelnie trwał przy swej poprzedniej obeldze, wymierzył sobie doraźną, bardzo dotkliwą dla Hessa sprawiedliwość. Hess uciekł, inni jego towarzysze umilkli z przerażenia. 


Żołdacy bandytami....


Prasa lokalna z trwogą informował, że: W niedzielę w nocy dwaj żołnierze od piechoty: Fr. Buschtehan i Krzywoń napadli w pobliżu szpitala dla dzieci jakiegoś Włocha, będącego w towarzystwi dziewczyny. Żołnierze-bandyci pokłuli śmiertelnie bagnetami Włocha, następnie zrabowali mu 15 K, a na dziewczynie dopuścili się gwałtu. Zbydlęciałych żołnierzy aresztowano. 
„Nowy Czas” potwierdził tę wiadomość: Napastnicy zgwałcili dziewczynę, a jej kochanka zranili swymi bagnetami. Oprócz tego zabrali mu gotówkę w wysokości 15 K. Zbrodniarzy aresztowano, gdy przybyli do koszarów.  
„Gwiazdka Cieszyńska” poinformowała, że: Czeladnik kowalski Fr. Hiss popełnił tutaj dnia 22. b. m. samobójstwo przez poderżnięcie sobie gardła brzytwą. Znaleziono go martwego w parku na strzelnicy.  Gdy zaś chodzi o sprawy nadzwyczajne trzeb odnotować śmierć od pioruna do jakiej doszło w Starym Bielsku podczas burzy. Piorun trafił w cztery osoby, pracujące w polu. Mianowicie piorunem rażone zostały dwie siostry Schubertówne, które na szczęście życia nie utraciły. Natomiast zginął od pioruna robotnik Bulowski, a drugi odniósł ciężkie pokaleczenia.  
W czerwcu nastąpił zgon samotniczki Augusty Nitsch, liczącej 70 lat, która mieszkała przy ul. Cesarskiej. Rzadko kiedy opuszczała swe pomieszkanie. To też domownicy nie dziwowali się temu, jeżeli jej kilka dni nie widzieli.
Gdy jednak w ostatnim czasie przez sześć dni się nie pokazała, zaniepokoili się bardzo sąsiedzi. Na stukanie do drzwi nie dała także żadnej odpowiedzi. Otworzono więc gwałtem drzwi i znaleziono nieboszczkę martwą w łóżku.  
Z Finlandy do Bielska przybyła pacjenta szpitala w Bielsku. Pogotowie ratunkowe przywiozło z dworca na swą stacyę panią, którą na kolei między Boguminem a Dziedzicami trafił paraliż. Uboga pani przebywała dłuższy czas w Finlandyi. Niekorzystne stosunki zmusiły ją do opuszczenia tego kraju. Nagromadziwszy zaledwie pieniędzy na podróż, udała się koleją do Bielska, gdzie u swego brata przebywać zamierzała. Głód i wielkie upały dokuczyły jej jednak w podany sposób. Bezprzytomną odwieziono do szpitala
    Szalbierzem małżeństwa jak pisał ówczesna prasa okazał się niejaki Krupa ze Zablaczu przy Frydku, który przyrzekł córce rolnika Karcza z Dankowic przy Białej, że się z nią ożeni. Podczas jednej bijatyki zraniono go znacznie. Karcz zapłacił Krupowi koszta wyleczenia się i utrzymywał go także przez miesiąc. Odzyskawszy zdrowie znikł Krupa. W pozostawionym kufrze znaleziono kilka książek robotniczych, wystawionych na różne imiona. Oprócz tego znajdowały się w kufrze różne zapisy o popełnionych włamaniach jak plany na nowe kradzieże
    Będąc przy sprawach obyczajowych warto na koniec tego przeglądu kroniki kryminalnej z czerwca 1914 roku wspomnieć dla przestrogi o tym, że mieszkanie zawsze należy oddać pod opiekę ludziom pewnym i sprawdzonym. Jeden z tutejszych oficerów kawaleryi odjechał ze swoją żoną na dłuższy czas na urlop. Dozór nad pomieszkaniem powierzył swemu obsługującemu żołnierzowi. Przed odjazdem ale oficer zapomniał zamknąć piwnicę, w której znajdowało się wino i szafę z cygarami. Jednego wieczora zaprosił żołnierz do pomieszkania swego pana dwóch przyjaciół i trzy przyjaciółki. Zabrano się natychmiast do wypróżniania flaszek winnych. Potem tańczono tak silnie, że ?.ż podłoga się trzęsła i ściany huczały. Gospodarz domu zawiadomił o tem policyę. Gdy ta do pomieszkania weszła, znalazła w łóżku jedną parę a inną dziewczynę w kostyumie Ewy w łazience, trzecia para wyleciała już przedtem.  

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Służąca w płomieniach, które niosące śmierć - czerwiec 1914



    „Nowy Czas” informował, że w Starym Bielsku wybuchł w nocy u Mendroka pożar. Spalił się dom i stodoła. Na miejsce pożaru przybyłe straże z miejsca, z Aleksandrowie i z Wapienicy, mogły tylko sąsiednie budynki uchronić.  Jednak trwogę budził inna wiadomość: W poniedziałek około godziny 11. w nocy spostrzeżono na balkonie trzeciego piętra domu p. Bichterlego na rynku odblask
ogniowy. Ody sąsiedzi włamali się do pomieszkania, znaleźli służącą spaloną na ziemi. Nieszczęśliwa 18- letnia Marya Stoszke położyła się w swem ubraniu na łoże, postawiwszy równocześnie na kosz z bielizną palącą się świecę.   Wszystko wskazuje, że zrzuciła ona palącą się świecę, która wpadła do łóżka i zapaliła siennik. Gdy się służąca obudziła, zauważył iż był siennik i ona też była w płomieniach. Uchwyciła siennik, aby go przez sień wyciągnąć na balkon, co się jej też udało. Lecz na balkonie zemdlała i wywróciła się na palący się siennik, z którym wspólnie zgorzała. 


    Aby nie pozostawiać państwa w tak smutnym nastroju, jeszcze jedna informacja, której głównym rekwizytem była świeca. We wtorek rozeszła się po mieście wieść, że do gmachu podatkowego w Białej się ktoś wkradł i że złodzieja na miejscu złapano. Rzecz jednak wyjaśniła się następującem śmiesznem zdarzeniem. Jeden sługa urzędniczy używał lokalu kasowego na nocleg. Gdy w poniedziałek w nocy znowu do c. k. lokalu sypialnego przybył, zapomniał światło zagasić. Przechodnie widzący światło mniemali, że złodzieje są przy robocie. Policya znalazła w lokalu tylko w słodkim śnie spoczywającego sługę. Zaiste ów sługa będzie musiał sobie szukać inny lokal na nocleg.  Niemiecka „Silesia” informacje o tym zatytułowała „Galicyjskie porządki w urzędzie podatkowym”. Przy tej okazji naigrywała się polskich porządków. Perypetie sługi Madeja, który chciał zaoszczędzić na noclegu prawie, że słowo w słowo przedrukował oczywiście usłużny „Ślązak”.  

czwartek, 12 czerwca 2014

Ojcobójstwo w schronisku na Magurce - czerwiec 1914




    Najbardziej dyskutowanym wydarzeniem kryminalnym w czerwcu 1914 roku było ojcobójstwo w schronisku na Magurce. Tam to 23 czerwca tr. rozegrał się straszny rodzinny dramat. Prasa pisała: Dzierżawcę schroniska na Josefsbergu przy Bielsku znaleziono we wtorek rano zastrzelonego. Przypuszczają, że Sikora złego stanu położenia finansowego się zastrzelił. Inni znowu twierdzą, że Sikorę zastrzelił własny syn, a to dlatego, że ojciec z powodu marnotrawnego życia zaniedbywał gospodarstwo a z matką obchodził się niemiłosiernie.  Jak się okazuje Karol Sikora był przed 20 laty biednym szewcem i często przymierał głodem. Los się jego trochę poprawił, gdy znalazł zatrudnienie stróża domowego na schronisku Klimczoku. Tam dzięki skromności i rzetelności zyskał nie tylko uznanie, ale i pieniądze. Dodatkowo jego żona pracował tam w kuchni. Kiedy Sikorowie zgromadzili dość pieniędzy przejęli schronisko Marii Teresy na Magurce. Nie cieszyli się nim długo, gdyż dzierżawiony obiekt spłonął. Pożar nie załamał Sikory, który w krótkim czasie wybudował tam sobie własne schronisko. Turystów było dużo, a co za tym idzie inwestycja szybko się zwróciła. Jednak Karol doświadczając względnego dobrobytu stracił motywacje i coraz częściej zaglądał do kieliszka, wskutek czego w jego rodzinie powstawał ciągłe kłótnie.  Z dnia na dzień sytuacja stawała się coraz trudniejsza, gdyż w ślad za alkoholem doszło i znęcanie się na rodziną. W tych okolicznościach gazety informowały: Na Magórze posiadał schronisko gospodzki Karol Sikora. Sikora był nałogowym pijanicą i całemi nocami przesiadywał w gospodzie, gdzie pił i grał w karty, Kiedy wrócił do domu, wszczynał zwykle kłótnie z rodziną, bił żonę i dzieci; zwłaszcza  jego 20-letni syn Alfred musiał dużo od niego cierpieć, Kiedy onegdaj wrócił ojciec znów pijany i zaczął bić żonę, syn, nie panując już nad sobą, porwał za strzelbę ze ściany i wypalił do ojca, którego na miejscu zastrzelił. Syn sam oddał się w ręce sądu. Nieszczęsny alkohol znów złamał życie dwóch ludzi.  O tym wypadku ojcobójstwa pisał również prasa wiedeńska, a „Das interessante Blatt” w swojej relacji zamieścił nawet zdjęcie przedstawiające żandarma i zabitego Karola Sikore.
    Pozostając przy nienormalnych stosunkach rodzinnym trzeb również wspomnieć, o niegodziwym synu pani Piesch. Pani Zuzanna Piesch ma 19-letniego syna, który zamiast podporą stał się dla niej plagą i ciężarem. Już od dwóch lat wałęsa się bez zatrudnienia, wyłudza od niej pieniądze, bije ją, jeżeli mu nie chce dać pieniędzy na jego rozkosze i okrada ją, gdzie tylko może. Przed kilku dniami rozbił kufer i skradł z niego sukno w wartości 32 K, które zastawił. W podłożonym liście urągał matce w obraźliwy sposób i groził jej jak i swej siostrze zastrzeleniem. Matka, nie mogąc sobie inaczej radzić, zaskarżyła swego syna, którego też natychmiast aresztowano.

wtorek, 27 maja 2014

Fałszerze i oszuści - maj 1914


    Prasa donosiła o licznych oszustwach. Agent dla ubezpieczeń Marcin Konior ze Szczyrku popełnił dużo szwindli, którym policya zadała cios śmiertelny. On zawarł dużo zabezpieczeń, o których dobrze wiedział, że ich dyrekcya nie przyjmie. Mimo tego pobierał od ubezpieczających się podatki a od dyrekcyi prowizyę.
Dyrekcya ubezpieczeń tych nie potwierdziła, bo świadectwa lekarskie brzmiały bardzo niekorzystnie. Ubezpieczający się żądali zwrotu zadatków, które dyrekcya wypłacić musiała. Tak został szwindel wykryty.  Jak się okazuję na fałszowaniu dokumentów przyłapano również dr Łodygowskiego, który za podrabianie dokumentu został skazany na 14 dni aresztu.
   „Przyjaciel Ludu” informował, że w: minionym tygodniu rozeszła się w Krakowie wieść, że niejaki Wilczek, pochodzący z  Komorowic pod Bielskiem, zatrudniony w Krakowie przy poczcie, zniknął bez śladu, zabrawszy z sobą okrągło 200.000 koron. Dokładne badania wykazały prawdziwość tych pogłosek. Kradzież ułatwiona była niesumiennemu urzodnikowi przez to, że w niedzielę  popołudniu, gdy na pocztę przyniesiono tak wielką sumę pieniędzy, on zgoła sam urzędował, bo sługę, który przy nim miał być, na krótką chwilę gdzieś wysłał. Wilczek musiał czynić długie przygotowywania do zbrodni. Zatarł bowiem za sobą tak dokładnie wszystkie ślady, że go mimo dokładnych poszukiwań nie można znaleść. Czy jednak uniknie ręki  sprawiedliwości? Bardzo to wątpliwe.





    Jednak największym oszustem ku zaskoczeniu wielu okazał się Adolf Zenker, który prowadził kino w Bielsku. On to przez lata prowadził kino w hotelu Kaiserhof. Czasy się zmieniły i w momencie, gdy w Białej pojawiło się kino z prawdziwego zdarzenia okazało się, że widzowie oczekują czegoś więcej. W tych okolicznościach i on postanowił wybudował kino. Z powodu braku wszelkich środków nie mógł jednak otworzyć teatru. Połączył się dlatego z bogatym Bayerem z Reichenbergu (Czechy), który dostarczył Zenkerowi potrzebnych środków pod bardzo korzystnymi warunkami. Zenker miał bowiem z czystego dochodu pobierać 55%- Interes robił świetne postępy. Dochód roczny Zenkera był wielki.  Dużo więcej szczegółów w tej sprawie podał „Dziennik Cieszyński”, który tak pisał o spółce z Bayerem. Interes szedł znakomicie. — Później, gdy i miasto nabyło koncesyę, ubiło fakt z reprezentacyą miejską, która za rocznem odszkodowaniem w kwocie koron 10.000 (względnie jednej trzeciej czystego zysku, gdyby ten przekraczał 30.000 koron) dstąpiła od wykonywania swej koncesyi.
W ostatnim roku czysty zysk tego przedsiębiorstwa obliczono na 60.000 koron, czyli te sam Zenker w: trzech latach zarobił coś około 70.000 K.
Lecz tego za mało było chciwemu Zenkerowi. Chwycił się przeto interesu brudnego oszukiwał swych wspólników w sposób wyrafinowany. Zamawiał np. filmy. Płacił za nie 500 K, na te sumę brzmiał Rachunek. kwit. ale de facto zapłacił tylko coś połowe, bo drugą potowe firma przelała na jego ręce. Dalej skonstatowano, że wpisał do księgi kasowej po stronie wydatków pozycye 1100 K. W rzeczywistości zapłacił jednak tylko 140 K, na resztę wystawił drukarni weksel, który teraz musi zapłacić p. Bayer. Znaleziono jeszcze cały szereg innych sprawek. Dosyć na tem, że Wspólnicy uważają się za poszkodowanych20 tysięcy koron.
   Aresztowany Zenker oświadczył, że cały jego majątek wynosi 23 korony. Okazało się, że kilka dni przed aresztowaniem wypożyczył sobie od kelnerów w  „Kaiserhofie” 300 koron. Przypuszczają jednak, że Zenker pieniądze te włożył do kina prowadzonego przez, córkę w Żylinie. Według najświeższych wiadomości zjechał do Bielska dawny właściciel kina w Żylinie, Farkas Laszlo i żalił się, że i on jeszcze nie ma rachunków wyrównanych przez Zenkera.
Rodzina Zenkera pracowała tu bardzo gorliwie za ugodowem załatwieniem sprawy przy pomocy adwokata Dra Schme1ler1inga  jun.; należy się jednak spodziewać, że usiłowania te spełzną na niczem. Sądzą tu, że Zenker dziś już stanie przed sędzią śledczym.  Bardzo obszernie o tym przekręcie informował również „Silesia”. 
    Media doniosły o aresztowaniu dwóch kupców. Na zlecenie c. k. prokuratoryi w Cieszynie aresztowano w poniedziałek w Bielsku właściciela firmy agencyjnej Kreis Becker, 46 letniego Wiktora Wolfa i 49 letniego Roberta Kreisa. Chodzi tu w grę oszustwo.
    Również w tej kategorii przestępstw trzeba odnotować informacje o niesłychanych stosunkach panujących w: sklepie spożywczym Wilchforta w Bielsku. Urzędy pracują już cztery lata nad usunięciem tych nieznośnych stosunków, lecz bezskutecznie. Nietylko, że w sklepie panuje nieczystość, sprzedawają się w nim towary, których używanie może pociągnąć za sobą ciężkie choroby. Niedawno zarządzono na podstawie skargi i w sklepie nową rewizyę. Podczas tej rewizyi znaleziono towary zgniłe, spleśniane, z robakami. Towary takie sprzedawał Wilchifort najwięcej dzieciom. Komisya oddała sprawę sądowi. C. k. sąd obwodowy w Cieszynie osądził Wilchforta na sześć tygodni ciężkiego więzienia