czwartek, 31 marca 2016

Stadt Theater in Bielitz nr 55.

Sezon 1910/1911


   Sezon rozpoczął się wyjątkowo wcześnie. Już 1 września zaproszono widzów na sztukę pt. „Die Spiele Ihrer Exzellenz”. Później grano sztuki przeniesione z poprzednich sezonów: „Die neue Zeit” (Nowe czasy), „Der Zigeunerbaron“ (Baron cygański), „Die Landstreicher” (Włóczęga albo Kloszard) Carla Ziehrera, „Die Puppenschule” (Lalki szkolne) Hansa Müllera.
10 września zaproponowano pierwszą premierę pt. „Taifun”, a 14 drugą pt. „Der skandal” Niestety brak dodatkowych informacji utrudnia identyfikację tej sztuki.
   W następnym tygodniu były już tylko powtórzenia sztuk z poprzedniego sezonu. „Der Zigeunerbaron” i „Der Golsfisch” powtarzane są do znudzenia. Czy z taką ofertą można było skutecznie walczyć o widza z kinem i dwoma scenami w hotelach, nie mówiąc już o występach objazdowych? Nic dziwnego, że sprawa słabych wyników finansowych teatru jak bumerang wracała pod obrady rady miejskiej w Bielsku.

    Pewne ożywienie wprowadziła sztuka pt. „Der Dollarprinzessin” (Dolarowa książniczka), trzyaktowa operetka skomponowana przez Leo Falla, do której libretto napisali Alfred Willner i Fritz Grünbaum. Światową premierę miała 2 listopada 1907 r. w Theater an der Wien. Przedstawienie ukazuje perypetie bogatego biznesmena, który działa zgodnie z hasłem, że za pieniądze można kupić wszystko. Teraz po nieudanym związku w USA postanawia znaleźć sobie żonę w Europie. Sztuka była często wystawiana.

   Całkowitą nowością była też operetka z 1910 roku pt. „Der Musikantenmädel” (Dziewczyna muzyków), dzieło węgierskiego kompozytora Georga Jarno.

   Jesienią 1910 roku zespół teatru w Bielsku regularnie grywał w Cieszynie. W mieście nad Olzą w końcu wcielono w życie zamiar budowy niemieckiego teatru.
Na początku 1911 roku bardzo mocno reklamowano sztukę pt. „Försterchristel”, z która wiązano duże nadzieje. Operetkę w trzech aktach Georga Jarno z librettem Bernharda Buchbindera widzowie obejrzeli po raz pierwszy 3 stycznia. Spektakl był typowym wyciskaczem łez. Piękna córka leśniczego ma dwóch adoratorów, a przebywający na polowaniu w tych lasach cesarz zostaje wzięty przez leśniczego za kłusownika i aresztowany... Przedstawienie zyskało popularność i często pojawiało się w repertuarze.

Sztuka i świadomość,
czyli jak pielęgnowano patriotyzm

   Początek roku przyniósł ideę zorganizowania 11 lutego patriotycznego festiwalu teatralnego. Ustalono, że odbędzie się on pod patronatem burmistrza Rudolfa Hoffmanna oraz radnego i posła Gustawa Josephy’ego, a kierownictwo artystyczne nad nim powierzono dyrektorowi Rübsamowi. Za cel podstawowy uznano promowanie sztuki teatralnej i dostarczenie mieszkańcom Bielska najwyższej jakości niemieckiej sztuki. Zaproponowano więc widzom tygodniowy przegląd niemieckich sztuk patriotycznych po atrakcyjnych cenach. Przegląd otwierało przedstawienie pt. „Glaube und Heimat” (Wiara i Ojczyzna) Karla Schönherra, a zamykała sztuka „Vaterland” (Ojczyzna) – czteroaktowe dzieło Ferdinanda Bronnera. 12 lutego koncert muzyki poważnej dali prof. Kneisel i Alfred Adler. Brak entuzjastycznych relacji z tego wydarzenia może świadczyć o tym, że zainteresowanie festiwalem było średnie.

środa, 23 marca 2016

Stadt Theater in Bielitz nr 54.

Jeden wieczór, kilka propozycji,
czyli drogi widzu, na ciebie czekamy

    W tym czasie dyrekcja teatru podjęła szeroką akcję przypominającą o opłaceniu abonamentu teatralnego. Było to niezwykle ważne, gdyż konkurencja była bardzo duża i trzeba było zbiegać o widza.

Wystarczy powiedzieć, że hotel „Pod Czarnym Orłem” regularnie organizował w swojej sali ciekawe koncerty i występy, jak choćby nowe przygody Maksa i Moritza,


a hotel Kaiserhof poszerzył swoją ofertę o stałe kino. Do tej pory pokazy odbywały się nieregularnie, a od 1910 roku zainstalowało się tam już na stałe duże przedsiębiorstwo z Morawskiej Ostrawy mające sieć kin. Teatr Elektryczny „Imperium Bio Co” z Mähr. Ostrau 1, 2, 3 i 4 marca występował w Kaiserhofie w Bielsku.

Otrzymał koncesję na trzy lata. Działał on będzie codziennie. Świadectwem jego doskonałości jest program, który jest bardzo bogaty. Między innymi można zobaczyć Paryż pod wodą; zniszczenia, które spowodowały podtopienia w gigantycznym mieście, pojawiają się po raz pierwszy w teatrze elektrycznym.

W dniu 3 i 4 marca pikantne wieczory. Z czasem każdy pokaz wzbogacony był o kronikę filmową, a dzieci i wojskowi płacili zniżkowe bilety. Od marca do walki o widza włączył się również sport, a szczególnie bardzo modne już wtedy rozgrywki piłkarskie.

Dwa kroki do przodu i jeden w tył,
czyli dalsze zmagania ze sztuką

    Richard Erdos z Royal Opera House w Budapeszcie zagrał gościnnie w Bielsku rolę kardynała w przedstawieni pt. „Żydówka”.

    19 lutego swoją obecność na spektaklu pt. „Wallensteins Tod” zapowiedzieli synowie arcyksięcia Stefana Karola Habsurga z Żywca. Mamy nadzieję, że arcyksiążęta Leo i Wilhelm ostatecznie nie zjawili się w teatrze, bo, sądząc z recenzji w „Bielitz-Bialaer Azeiger”, przedstawienie było porażką. Aktorzy „wypożyczeni” z opery zupełnie się nie sprawdzili, honor ratował pan Krois, ale sam niewiele mógł zdziałać. Na szczęście spektakl wi-działa niewielka grupa widzów.

    Inne wrażenie pozostawiła komedia pt. „Der dunkle Punkt” (Ciemna plama) Gustava Kadelburga. Przedstawienie grane 20 i 23 lutego cieszyło się wielkim powodzeniem. Komedia zadowoli każdą publiczność. Humor jest dowcipny, inteligentny i na poziomie, tak, że mogą sztukę oglądać i dorastające panienki. Przedstawienie jest tak zagrane, że jest dużo śmieszniejsze niż w oryginale. Poprawione dialogi i żywa adaptacja działa na korzyść przedstawienia.


   Zaskoczył wszystkich benefis Pawła Schwarza, który na jubileusz wybrał „Hoffmanns Erzählungen“ (Opowieści Hoffmanna) Jacques’a Offenbacha. Rzadko się zdarza znaleźć operę, która wszędzie będzie miała widownię. Dzieło Ofenbacha jest jedną z nich. „Opowieści Hoffmana” to napięcie i fantazja z jednej strony, a z drugiej urocza harmonia, prostota i ekspresja dramatyczna. W związku z tym ostatnia prezentacja przyniosła nam rozczarowanie. Realizacja bardziej przypomina niedbały szkic, niż wykończony obraz. Zamiast pięknych barw były ciemnobure plamy. Sam jubilat był wyraźnie zmęczony i śpiewał nienaturalnym głosem. (...) za swą niedyspozycję powinien przeprosić (...). W roli Olimpii zadebiutowała Agnes Hermes. Chociaż ta młoda panna ma dobrze ułożony głos, to dla niej nasz mały teatr powinien być jeszcze mniejszy, gdyż artystka może co najwyżej śpiewać z kwartetem smyczkowym – pastwił się nad przedstawieniem i aktorami recenzent „W”.

   Z oznakami zdrowotnej niedyspozycji, które odbiły się na jakości przedstawienia, odbył się benefis pani Finch Lorenzo. Grano „Das Modell”. Jubilatka była lekko zachrypnięta, a pan Wolf piał jak kogut wywołując mimowolnie komizm w miejscach dramatycznych.
Końcem lutego na stanowisku dyrygenta pojawił się po raz pierwszy Erwin Glösel, syn prof. Glösela z Bielska.
   W poniedziałek 28 lutego w teatrze zorganizowano specjalne przedstawienie z okazji pożegnania miejscowego garnizonu, który przechodził do Krakowa. Operetkę pt. „Johann II” zamierzało obejrzeć 50 oficerów i 300 żołnierzy.

  1 marca obchodził benefis Juliusz Twerdy, jedna z największych miejscowych gwiazd. Tuż przed jubileuszem był na gościnnych występach w Berlinie, gdzie w sztuce Ottokara Ebersberga pt. „Einer von unsere Leut”. Twerdy zagrał główną rolę naturalistycznie ciekawie, bez afektacji. (...) sukces wieczoru należy do niego. Jest artystą, który potrafi wzbudzić głębokie uczucie u publiczności i wywołać naturalne łzy wzruszenia. Wypełniona po brzegi widownia obsypała pana Twerdego kwiatami i oklaskami.

   Trzeba również wspomnieć o benefisie Kurta Dauma, który odbył się 3 marca przy okazji wystawienia „Undine” (Rusałka). Mając w pamięci poprzednie wystawienie tej sztuki w Bielsku trzeba przyznać, że bardzo ograniczono na nią środki, co musiało się odbić na całości. Z tego jednak względu trzeba pominąć niedoskonałości formy, gdyż nie wynikały one z gry aktorskiej. Pan Kurt dał popis swoich możliwości i kilkakrotnie musiał bisować.
   Wielbiciele talentu Riccardy Pienerth oddali jej hołd 5 marca podczas sztuki pt. „Die verkaufte Braut“ (Sprzedana narzeczona). Mimo niesprzyjającej pogody widzowie licznie zebrali się w teatrze, a jubilatka stanęła na wysokości zadania.
   6 marca nikt z zespołu nie miał jubileuszu. Odegrano sztukę „Böhm in Amerika“. I tym razem możemy liczyć na naszego kwiecistego recenzenta „W”: W sztuce jest wszystko co chcesz. Jest miłość, kuchnia, trochę muzyki polskich żydów i piękna kobieta. Jednak nawet w niedzielę wieczorem są granice dobrego smaku, kiedy jednocześnie na scenie unosi się zapach czosnku i róż, a przecież te dwa zapachy się nie mieszają. Mniej kombinacji, a sztuka będzie dobra – pisał nasz złotousty krytyk.
Teatr dbał, aby publiczność nie odwykła od jubileuszy, więc już 8 marca w benefisowym przedstawieniu wystąpił tenor Otto Hilde.
Następnego dnia zaproponowano widzom sztukę pt. „Das süße Mädel“ (Słodka dziewczyna). Ta sztuka grana była tu całkiem niedawno i została zapomniana, wręcz pogrzebana w trumnie. Odgrzebywanie jej nie wydawało się mi stosowne. Kiedy jednak wieczorem przyszedłem do teatru, byłem zaskoczony. Jest to głownie zasługa pani Hilde, której gra przypominała musujący szampan w kieliszku. (...) Należy się jej wieniec laurowy.
Marie Neugebauer również zebrała dobre recenzje, gdy 11 marca miała swój benefis. Musimy pochwalić naszą Marie Neugebauer nie pisząc wielu słów. Za każdy występ w tym sezonie należy się jej wieniec laurowy, a na wszystkie kwiaty i upominki zasłużyła w pełni. Panna Neugebauer jest jednym z niewielu artystów, którzy wiedzą, jak zaciekawić publiczność. Odznacza się wyjątkowymi umiejętnościami aktorskimi i umie nakreślić nam realistycznie każdą postać sceniczną – pisał zachwycony recenzent.
 W marcu największe zainteresowanie widzów wzbudziła operetka pt. „Liebesschule” (Szkoła miłości), jej tekst był wspólnym dziełem Roberta Pohla i Bela Jenbach, a muzykę napisał Fryderyk Korolanyi. 12 marca zagrano ją po raz pierwszy. Nową operetkę, którą widzieliśmy w sobotę po raz pierwszy, powinniśmy chyba omijać szerokim łukiem. Oryginalne wspaniałe melodie przeplatają się z zasłyszanymi wcześniej, co budzi zażenowanie. Jednak libretto jest dużo lepsze niż w tanich sensacjach. Mimo to, a może właśnie dla dlatego, ta operetka na długo tu zostanie. Panie Fink, Neu-feld, Behrendt oraz panowie Hilde, Schönwiese, Strehn starali się dołożyć od siebie kilka kropli humoru. Reżyseria pana Schönwiese była gustowna.
   Dobrze bawili się też widzowie podczas przedstawienia pt. „On i jego siostra”. Julie Neufeld i Rudi Schönwiese zapewnili przybyłym do teatru wspaniałą rozrywkę.
W połowie marca ogłoszono plany artystyczne i personalne związane z przyszłym sezonem. W tym też czasie w spektaklu pt. „Die Welt ohne Männer” (Świat bez mężczyzn) na deskach bielskiego teatru zagościli Jenni Reingruber i Eugen Jensen. Premierowy spektakl zagrano w poniedziałek 21 marca.
   Jednak nie występ gości z Wiednia, a „Cyganeria” Pucciniego zrobiła większe wrażenie w Bielsku. Dyrektor Rübsam jest ambitny. On nie unika ani kosztów, ani wysiłku, aby pod koniec sezonu pokazać doskonałe prezentacje. Sama opera nie jest dla nas nowością, ale ma swój urok. Tam nic nie jest proste ani wyblakłe. Sztuka jest atrakcyjna i ciekawa, od pierwszego do ostatniego oddechu bohaterki. Słowa i dźwięki tworzą tak rzadką w operze całkowitą harmonię. Melodie rzadkiej piękności, malowanie tonami przez orkiestrę i prawdziwa, prosta, porywająca akcja. Prezentacja była genialna. Uświadomiła nam że pożegnanie z niektórymi z aktorów po sezonie będzie wielką stratą dla naszej sceny.
Wszystko wskazuje na to, że dyrektor naprawdę dołożył wszelkich starań, aby to przedstawienie zostało bardzo dobrze zapamiętane, gdyż to był wstęp przygotowujący do jego pożegnania z bielską sceną. Prasa donosiła: Dyrektorowi Carlowi Rübsamowi wynajęto teatr dotowany przez państwo w mieście Ratibor od września 1910 na okres trzech lat. To scena będzie prowadzona niezależnie od Teatru Miejskiego w Bielsku. Zastępca dyrektora Rübsama będzie miał do swojej dyspozycji personel do operetki w Bielsku dwa razy w tygodniu.


W tym okresie w teatrze pojawiało się wielu gości, jednym z nich była Ōta Hisa, bardziej znana jako Madame Hanako. Występy je grupy były wszędzie witane entuzjastycznie. Bielsko znalazło się na jej trasie koncertowej końcem marca. Egzotyczne przedstawienie pełne tragizmu i okrucieństwa w scenach z wojny rosyjsko-japońskiej wzbudziło mieszane uczucia widzów. Szczególne wrażenie zrobiło na nich nieeuropejskie podejście do śmierci.

Benefis Rrois Morgen odbył się początkiem kwietnia.
  7 kwietnia podczas przedstawienia „Zapfenstreich” Franza Bayerleina zorganizowano drugi benefis na rzecz pana Kroisa (pierwszy, jak pamiętamy, odbył się w styczniu przy prawie pustej sali). Przysłowie przestrzega, że „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”, jednak przyjaciele Vinesa Kroisa przekonali go, że warto. „Prawda sceny” po raz kolejny boleśnie zweryfikowała oczekiwania. Przyszli tylko zaproszeni goście i kilka przypadkowych osób. Cisza była tak przejmująca, że można było usłyszeć przebudzoną muchę. Na nic zdały się wołania „na puszczy” zawiedzionego krytyka teatralnego: Gdzie nasza inteligencja! Gdzie poczucie sztuki! Nasz smak? Nasza wola piękna!
Sytuacja ta, przykra szczególnie dla jubilata, pokazuje, że jak mówi klasyk: Nie to piękne, co piękne, ale co się komu podoba! Pan Krois na pewno był wyśmienitym artystą, miał doskonale opanowany warsztat, ale brakowało pomiędzy nim a widzami więzi. O czym i dzisiaj powinni wiedzieć wszyscy aspirujący do zajmowania się sztuką. Gra się dla widza, a nie dla krytyków, bowiem cóż znaczy kilku zadowolonych krytyków, gdy widzów brak...
   Na potwierdzenie tej tezy nie trzeba było długo czekać – 11 kwietnia jubileusz obchodził Eugen Strehn, a benefisowym przedstawieniem była sztukapt. „Der fidele Bauer”. Sala była pełna, kwiatów i prezentów mnó-stwo, a recenzja... sucha i zwięzła.
   14 kwietnia gościnie wystąpił Ernst Wendler z Teatru Miejskiego w Morawskiej Ostrawy, a 17 kwietnia Rudolf Mischka z Teatru Miejskiego w Hamburgu. Mischka wywodził się z Wiednia, a w młodości przez kilka lat mieszkał w Bielsku.
   Kończąc sezon przeuroczy nasz krytyk teatralny podpisujący się literką „W” opublikował trzy sążniste artykuły podsumowujące. Jeden z nich zaczął od słów: Znów zbliża się koniec sezonu, a wraz z nim zamarcie niemieckiego życia artystycznego w naszym mieście na całe 5 miesięcy. Jak zwykle barwnie, z użyciem dużej ilości epitetów i poetyckich porównań, wystawił cenzurkę każdemu z aktorów. Zainteresowanych odsyłam do źródła. Pisząc o mocnych i słabych stronach sceny podkreślił, że większość teatrów nawet w Wiedniu nakierowanych jest na tanią prostą rozrywkę. Królują tam komedie i niskobudżetowe operetki, na takim programie wzorują się wszystkie prowincjonalne teatry. Tymczasem, na przekór tym nurtom, bielski teatr ma ciągle w swym repertuarze ambitne pozycje.
Kino w Kaiserhofie zaprosiło na pokaz, na którym wyświetlono film z „kolorowej folii”. Najprawdopodobniej to właśnie rosnąca popularność kina sprawiła, że „niemieckie życie artystyczne” powróciło do miasta nie po pięciu, ale już po czterech miesiącach.

czwartek, 17 marca 2016

Stadt Theater in Bielitz nr 53.

Kwiaty, brawa, gwizdy i podarki,
czyli niełatwym szlakiem benefisów kroczymy


    Zaraz na początku roku poinformowano, że teatr ma 24 192 K deficytu, który musi pokryć miasto. Jednak magistrat ignorował tę wiadomość, a bieżącą działalność sceny dofinansował sumą 3000 K dopiero w połowie lutego.
   Nowy rok w teatrze rozpoczęto od 4 stycznia, a w repertuarze były m.in.: „Cavalleria rusticana”, „Bajazzo”, „Das neue Ghetto”, „Die geschiedene Frau”. 8 stycznia swój wieczór korzyści, jak też nazywano benefis, miał Karol Krois. Pan Krois dał nam w trakcie sezonu wystarczające dowody jego kreatywności i umiejętności jako reżyser i wybitny aktor, dzięki czemu spędziliśmy wiele przyjemnych godzin w teatrze  – pisała jedna z gazet.
   Wieczór niestety okazał się niewypałem, gdyż solenizant grał przy prawie pustej widowni...
W takich okolicznościach rozczarowany artysta ma prawo obiecujące słowo „Benefis” zmienić na farsę. Czy Bielsko napra-wdę nie ma więcej publiczność, która potrafi prawidłowo ocenić prawdziwą sztukę i by godnie uczcić tak niezawodnego i bardzo dobrego aktora, jak pan Krois? Nie możemy uwierzyć, że nie chcemy przyznać, że tak jest. Chcemy raczej wierzyć, w interesie jubilata jak i publiczności, w zdradziecki zbieg okoliczności  – zaklinała rzeczywistość gazeta.
11 stycznia benefis świętowała Menta Moll, która występowała w sztuce pt. „Der Kleine Herzog” (Mały cesarz) Najprawdopodobniej chodzi tu o sztukę „Mały król”, a gazeta zmodyfikowała tytuł. Tym razem jednak widownia okazała się być bardziej wylewna. Panna Menta Moll miała w tej sztuce wiele okazji do rozwijania swojego naturalnego wdzięku i niebanalnej urody. Świeżą grę i oryginalność wyrazu publiczność nagrodziła oklaskami, pachnącymi kwiatami i datkami. Ze względu na popularność panny Moll dyrekcja postanowiła ją zatrzymać na dłużej w Bielsku. Artystka, związana do tej pory umową z Theater an der Wien, w sezonie 1910/11 została aktorką w Bielsku.
Prasa donosiła, że Selma Kurz poczyniła kolejny krok w karierze i reprezentuje ją teraz Philipp R. v. Gomperz.


   Będąc przy sprawach personalnych trzeba wspomnieć, że pani Fink Lorenzo, znakomita członkini tutejszego zespołu operetki, otrzymała bardzo korzystne warunki pracy w Wiedniu. Natomiast Agnieszka Hermes z bielskiego zespołu miała debiut w Wisbaden.
Dobre recenzje zebrała opera pt. „Die verkaufte Braut” (Sprzedana narzeczona) Bedrzicha Smetany. Po wszystkich włoskich mistrzach, którzy zdominowali naszą operę, nareszcie słyszeliśmy prawdziwą muzykę słowiańską i tak piękną grę na naszej scenie – pisał zachwycony krytyk teatralny.
18 stycznia kapelmistrz Fritz Keßner obchodził urodziny. Podczas opery „Fidelio” pod jego batutą orkiestra spisywała się świetnie. Kapelmistrz już drugi sezon stoi na czele orkiestry i zdobył ogólną sympatię i uznanie całego muzycznego świata miasta Bielsko-Biała. Mimo młodego wieku, pan Keßner ma bardzo dużą wiedzę muzyczną i jest bardzo pracowity i ambitny, co sprawia, że jest jednym z najlepszych w swoim fachu.
19 stycznia zagrano tragedię w pięciu aktach Otto Hartlebena pt. „Rosenmontag” (Karnawał w poniedziałek).
   Na odnotowanie zasługuje recenzja, jak popełnił korespondent „Bielitz-Bialaer Anzeige” podpisujący się jako „W”. Tak naprawdę sprawy zewnętrzne tego świata nie są najważniejsze. Tylko skupienie się na sprawach wewnętrznych i potrzebach duszy może przynieść szczęście. Każdy, kto szuka w sztuce czegoś innego, powinien lepiej iść do cyrku lub kawiarni! Później w bardzo ostrych słowach ganił chaos i niezliczoną ilość zgonów, omdleń i wystrzałów, które niczemu nie służyły. Pod koniec zaś, używając języka młodzieżowego, „pojechał po bandzie”: Każde artystyczne wykonanie musi mieć swoją wartość. Każdy gest ma znaczenie, aktor powinien swoją osobowością kreować postać, a tymczasem panna Jensen jest bezosobowa. Naraził się tą opinią publiczności, która pannę Jensen ubóstwiała i nagrodziła jej grę wielkimi brawami (które również odnotował recenzent). „W” był bardzo śmiały w swoich ocenach. W przeciwieństwie do autorów cukierkowatych laurek „Silesii” pisał o mocnych i słabych stronach przedstawień. A pióro miał poetyckie i zaostrzone. O przedstawieniu „Frühlingsluft“ Józefa Straussa z 23 stycznia, połączonym z jubileuszem pani Neufeld pisał tak: Neufeld była w swoim żywiole. W całym bogactwie wylewał się jej wspaniały temperament, a oryginalność gry nie pozwoliła nawet na chwilę oderwać od niej wzroku. Teatr wypełniony był po brzegi, a oklaskom, kwiatom i podarkom nie było końca!”.

   Z odgrzewanych przedstawień w styczniu grano również operę „Fidelio” Beethovena. Końcem stycznia na bielskiej scenie pojawiła się nowość – operetka „Herbstmanöver” (Manewry jesienne) węgierskiego kompozytora Imre Kalmana (prawdziwe nazwisko Koppstein). Po premierze w Wiedniu w styczniu 1909 roku „Manewry...” zagrano tam aż 265 razy. Operetka „Herbstmanöver” jest hitem sezonu. Z każdym powtórzeniem zbiera niepohamowaną burzę oklasków. Czyją jest to zasługą? Cóż, po pierwsze i zapewne do dzieło pana Strehna, który pomimo tylu powtórzeń ciągle jest na najwyższym poziomie artystycznym. Sukces jest wielki, tym większy, że wszystkie elementy sztuki doskonale składają się w całość – pisał „Bielitz-Bialaer Anzeiger”.
Zupełnie inaczej została oceniona sztuka Adolfa von Wilbrandta, niemieckiego pisarza i dyrektora Burgtheater w Wiedniu, pt. „Der Meister von Palmyra” (Kapitan Palmyra). W głównej roli obsadzony został Eduard Loibner, który miał ambicję przynieść zaszczyt tego wieczoru naszej scenie. Składamy hołd tym ambicjom, ta rola jednak wymaga delikatności i smaku. To monumentalne dzieło Adolfa Wilbrandta stanowi duże wyzwanie zarówno dla wykonawców, jak i publiczności. Pociąg do wielkiego nie jest niestety dla każdego, szczególnie na prowincji, gdzie jest ciąg do takich porywów. (...) Osobowość głównego bohatera, wywodząca się z lat osiemdziesiątych, nie ma nic wspólnego z nowoczesnością młodego Niemca. Jego burze i napory są szlachetniejszego rodzaju. (...) Młodsze pokolenie uwielbia starych artystów i mistrzów. Ale wszystkie połączenia wewnętrzne łączące się z teraźniejszością rozdartego poety są inne. Pan Loibner jako kapitan Palmyra nie udźwignął roli, która go przerosła. (...) Rola twardej kobiety została powierzona aspirującej, ale wciąż niedojrzałej pannę Siuek. (...) Pan Hilde z operetki podjął nieudaną wycieczkę do teatru. Dyrektor powinien temu zapobiec w przyszłości. Jednak wyreżyserowany przez pana Loibnera spektakl chyba zasługuje na kredyt, gdyż teatr wiwatował i klaskał na cześć pana Loibnera Przykład ten po raz kolejny pokazuje, że czasami gusta krytyków całkowicie rozmijają się z oceną widowni.
Pod koniec stycznia Bielsko odwiedziła Lucy Weidt. Wiedeńska sopranistka dwukrotnie goś-cinne wystąpiła w operze „Fidelio”.
  Ostatnią sztuka zagraną w styczniu 1910 roku była farsa pt. „Herkulespillen”. Szereg komicznych sytuacji, w których użyto mnóstwa pikantnych słów połączonych w głupie i absurdalne żarty, sprawił, że wieczór w teatrze był miły. Na szczególną uwagę zasługiwał wszechstronny i elastyczny Krois.
Na początku lutego zorganizowane benefis dyrektora opery Józefa Finka, związanego z bielskim teatrem od trzech lat. Jubileusz obchodzono 3 lutego podczas spektaklu pt. „Hugenoci”. Pan Fink zrobił piękny i poważny postęp jako reżyser, okazał się prawie cudotwórcą, biorąc pod uwagę szczupłość środków, jakimi dysponował przy tworzeniu tego przedstawienia – pisała prasa, podkreślając dopięcie wszystkich na ostatni guzik: Nawet chór dotarł bezpiecznie do celu mimo wielu klifów, które miał do pokonania
   Śpiewak operowy Josef Altmann miał swój benefis 9 lutego podczas spektaklu pt. „Margaret”. Nie spieram się o wybór opery jubileuszowej, to oczywiste, że przede wszystkim beneficjant, patrząc na swoje możliwości, chce się pokazać w jak najlepszym świetle, a zwykle optymistom wystarczy wierzyć, że jego szlachetny zapał będzie dopingować wszystkich innych współpracowników i inspirować do przezwyciężenia wszystkich trudności. Niestety, najszczersze chęci nie wystarczą, dlatego w wielu momentach trzeba było przymykać oko i ucho, a dostrzegać tylko chwalebne zapały. (...) Gromkie brawa zarobione były uczciwie (...) Z wielu „Gretchen”, które widzieliśmy tutaj, panna Neugebauer był prawdopodobnie najbardziej oryginalna. Od początku do końca brzmienie jej głosu było przekonujące, ciepłe i miękkie. (...) Natomiast chór wydawał się cały cierpieć z powodu ogólnego kataru. Ich występ to nie uczta i cukierki dla oczu i uszu, lecz powód do ubolewania. Na szczęście orkiestra doskonała pod każdym względem.
   Aktor komediowy Eugeniusz Strehn miał jubileusz 12 lutego w sztuce pt. „Kellermeister” (Winiarz) Carla Zellera. Pan Eugen Strehn jest władcą w swoim królestwie, a granice jego imperium zawierają całe audytorium, od pierwszego rzędu aż do galerii. Kupić od niego można wszystko! (...) Najcenniejszym dla komika jest naturalny humor. Nie jakieś wybryki i absurdalne żenujące żarty. Szerokie szczere uśmiechy na twarzy są bardziej wartościowe, niż krótki nerwowy śmiech. W tym właśnie prawdziwym mistrzem jest Strehn. Jego komizm ma zdrowe źródła, które nie tak szybko wysychają, jak poczucie humoru i inteligencja. Z tych źródeł tworzy wartościowe, artystyczne i trwałe role.(...) I tym razem teatr okazał się po raz kolejny zbyt mały, aby pomieścić wszystkich, którzy chcieli wziąć udział w święcie pana Strehna.
   13 lutego zaprezentowano nowość w postaci sztuki pt. „Brüderlein fein” (Braterska wojna) Juliusa Wilhelma z muzyką Leo Falla. Jesteśmy wdzięczni dyrektorowi Rübsamowi, że możemy oglądać tę wspaniałą komedię muzyczną i że wystawił ją tak po mistrzowsku i z miłością. (...) Na szczególne uznanie zasługuje kapelmistrz Kaßenda i jego muzycy. Nowe ozdoby zostały wykonane przez pana Fehrenbacha.
   15 lutego w spektaklu „Żydówka” wystąpił gościnnie baryton Richard Erdos z Budapesztu.
17 lutego podczas sztuki „Eine Nacht in Venedig” (Noc w Wenecji) jubileusz obchodził dyrygent Fritz Kaßenda. Zasłużoną sympatię dla jubilata wyrazili widzowie w niemal wybuchowy sposób.